2018.07.15 Wyjście kursowe do Jaskini Litworowej.

Przed wejściem do "Litworki" Przed wejściem do "Litworki" fot. Radek Bizoń

Wyjście kursowe do Jaskini Litworowej.

Bartosz Baturo
Radek Bizoń
Tomasz “Murzyn” Grzegrzułka
Katarzyna Lena Koprowska
Paulina Kulpa (KKTJ)
Rafał Wojtkielewicz (KKTJ)

Zgłoszenia na akcję ruszyły jak tylko Murzyn ogłosił swoją dyspozycyjność w trzecią niedzielę miesiąca i właściwie tegoż samego dnia limity zostały wyczerpane. Ostatecznie nie wszyscy zdeklarowani wzięli udział w akcji, nad czym bardzo ubolewamy, bo atmosfera była rewelacyjna!

Prognoza pogody - o zgrozo - pochmurno, deszczowo i burzowo. Już na samą myśl o podejściu przez Kobylarz w deszczu nasze nastroje mocno podupadły. Ale na szczęście niezłomny Murzyn podbudowywał nas przez telefon: ‘Będzie jak będzie”. Taka filozofia zen. No to jedziemy.

Zajechaliśmy do Pani Krysi na bazę, gdzie spotkaliśmy kilku dawnych członków Speleoklubu Warszawskiego (tu prywata odautorska: pozdrawiam, Maćku!). Zostaliśmy zaproszeni na pogawędkę do kuchni na górę, z którego to zaproszenia rzecz jasna chętnie skorzystaliśmy. Pani Krysia rozdmuchuje kłębiące się na niebie chmury - stwierdza, że w tatarach pada nocami, a za dnia pogoda się trzyma. Mamy nadzieję, że prognozy się nie sprawdzą i że Pani Krysia, jak to stara góralka, ma rację. Poznaliśmy również wspaniałą historię Pani Krysi - panny na wydaniu. Było bardzo miło: pigwowo i mirabelkowo ;)

Nazajutrz skoro świt pobudka, pożywne śniadanie, jajecznica od Radka i wyjście z bazy o morderczej 6:00 rano. Na szczęście Pani Krysia miała rację - na podejściu kamienie mokre i błotniście, ale z nieba nic nie kapie. Nadmiar wyprodukowanych endorfin procentuje głupimi, sytuacyjnymi dowcipami z brodą, których nie sposób tu powtórzyć. Ale były śpiwory, pedały, drążki i inne już same z siebie wesołe rzeczowniki :D Oraz łacina kuchenna pt: "Kulpa mać" ;) W wyższych partiach mgły, chmury nisko i wietrznie, więc odpuszczamy powtórkę z topografii. Pod samym otworem nawet ciut marzniemy, więc Radek szybko poręczuje zlotówkę, wszystkie krótkie odcinki i I Pięćdziesiątkę. Idzie bardzo sprawnie. Potem Lena poręczuje trawers, II Pięćdziesiątkę i Płytowiec. W tak zwanym międzyczasie Bartosz żeby nie marznąć poręczuje sobie Studnię Flacha, sam sobie do niej zjeżdża i potem szybciutko deporęczuje. Pod Płytowcem chwilka przystanku, baton, kanapka i wciskamy się w labirynt ciasnych korytarzy. Boksera wszyscy pokonują dzielnie i bez większych problemów. Spuszczamy nóżki do Magla i roztaczamy odważne wizje trawersu całego systemu we wszystkie możliwe strony.

Powrót pod płytowiec solidnie nas rozgrzewa, więc ponownie pozwalamy sobie na przerwę kulinarną. Reporęcz przypada poręczującym, więc przodem uciekają Bartosz, Paula i Rafał, a liny zabierają Lena z Radkiem. Wszystkim towarzyszą wyśmienite humory i wspaniała atmosfera tym bardziej, kiedy wychodzimy z jaskini o 17:00 i okazuje się, że jest ciepło, sucho, wieje lekki wiaterek, a po widnokrąg roztaczają się piękne widoki. To zachęca Bartosza na topograficzny spacer po czerwonych wierchach. Reszta swoim tempem schodzi przez Kobylarz z nagrodą w postaci malowniczego, różnobarwnego zachodu słońca oraz radosną myślą o ciepłym obiedzie w czynnej natenczas jeszcze restauracji u Śliwy. Taki scenariusz może nam się przytrafiać częściej i bynajmniej nie szybko nam się znudzi! Autor scenariusza - Murzyn. Dziękujemy.

Dodatkowe informacje