Piotr Gawlas

W sobotę, 26 października w Europejskim Centrum Edukacji Geologicznej w Chęcinach odbyło się Walne Zebranie Wyborcze KTJ PZA. Nasz klub dumnie reprezentowali Delegaci:
Prezes Wojciech Jasiak
Tomasz Motoszko
Piotr Gawlas

oraz towarzysko
Sylwia Wójcik i
Elżbieta Pikania

Na zebraniu zostały wybrane nowe władze KTJ-tu. Podsumowano działalność poprzednich władz, omawiano tematy dotyczące naszej działalności w Tatrach i na wyprawach zagranicznych, dyskutowano o sprawach finansowych, o finansowaniu wypraw, jak ważne w tym wszystkim są speleomistrzostwa i kadra narodowa.
czwartek, 24 październik 2024 07:17

2014.10.18-19 Eksploracja Twierdzy w Srebrnej Górze

Ewa Rutkowska
Wacław Kosmowski
Filip Perek
Piotr Gawlas
oraz
Nurkowie: Sławek, Michał, Marcin, oraz
Grzegorz, Gospodarz Twierdzy w Srebrnej Górze


Nawiązana niedawno przez naszą koleżankę Ewę współpraca z płetwonurkami i opiekunami Twierdzy w Srebrnej Górze zaowocowała kolejnym spotkaniem i akcją eksploracyjną w Twierdzy.
Dwa intensywnie spędzone dni wypełnione były opuszczaniem i wyciąganiem nurków z dwóch studni, nurkowaniem, zdjęciami podwodnymi, pomiarami. Drugi raz zjeżdżano i nurkowano w studni browaru oraz otwartej i opracowywanej od poprzedniego razu Studni o Świcie, położonej na zewnątrz Twierdzy, przy drodze dojazdowej do niej.
Pierwsza klasycznie oporęczowana w stanowiska zjazdowo-wyciągowe. Tutaj, podobnie jak poprzednio, nurkowie zeszli na dno, wykonywali zdjęcia i skany korytarza odchodzącwgo pod wodą od głównej części studni.
W drugiej, Studni o Świcie, poziom wody bardzo mocno się podniósł i jedynym problemem było stabilne ustawienie drabiny na zamocowanych wewnątrz studni kątownikach i przyasekurowanie schodzących nurków. Poprzednim razem, ok. miesiąc temu, do lustra wody był dystans ponad 40 metrów. Teraz 3,5 metrowa drabina sięgała konstrukcji z której do lustra wody był metr.
Wieczorem oglądaliśmy wykonane na potrzeby ścieżki turystycznej filmy opisujące powstawanie fortyfikacji, obejrzeliśmy zdjęcia z poprzednich akcji i przy kawie i opowieściach miło spędzili wieczór.
poniedziałek, 09 wrzesień 2024 10:54

2024.08.15-18 Jeseniki rowerowo

Piotr Kudłaty Gawlas
Osób towarzyszących była większa grupa, 10 osób, m.in. z Klubu Kandahar, z Brzeszcz i z Bielska-Białej.


Góry Jeseniki, na pograniczu Czesko-Polskim są całkiem pokaźnym masywem. Najwyższy szczyt Pradziad wznosi się na 1491 m n.p.m. Po górach jest poprowadzona cała masa szlaków, dróg i ścieżek rowerowych. Trasy od asfaltowych dróg, przez trudniejsze drogi i szlaki szutrowe i bez nawierzchni, terenowe, po wyczynowe trasy zjazdowe o różnych trudnościach. W sam raz na długi łikend ;)

Naszą wycieczkę zacząłem krótka objazdówką na rozgrzewkę, około 19 km, niewielkie, ok. 160-170 metrów przewyższenia. Trasą z przytulnego parkingu pod miasteczkiem Vidnava, Velka Kras, Habina Chata, Smolny, u Dubu, Plavny Potok i jeziorko u Dubu. Tu chwila przerwy. Dalej zjazd malowniczą trasą wzdłóż potoku Czarnego w którym z powodu upałów była krótka kąpiel i obserwowanie raków. Po drodze odwiedziliśmy chatę Habina, żeby napić się kofoli ;) i odpocząć.

Drugi dzień, 19 km i 950m podjazdu a cała trasa to ok. 40km po górach. Rozpoczynamy z parkingu pod ośrodkiem narciarskim Filipovce. Kawałek zjazdu asfaltem i odbijamy ścieżką w las. Dalej szlakiem rowerowym Drátovna - chata, Mariin, Pod Velkým Klínem. Tu nam się grupa rozsypała. Pojechaliśmy dalej Pod skałami Jeřábu, Sokolą skałę do niebieskiego szlaku. Tutaj na przemian pchanie rowerów z odcinkami podjazdu. Mijamy malownicze polany i dochodzimy do schroniska Śvýcárna pod Pradziadem. Odpoczywamy, czekając na resztę grupy, która pojechała inną trasą. Dalej naszym celem jast Pradziad. Widoki z góry rozpościerają się piękne, choć sam wierzchołek to oszpecony stacją przekaźnikową z hotelem i restauracją w jednym budynku 146 metrów wysokiej wieży, koszmar.
Z Pradziada już tylko w dół. Chata Śvýcárna, Červenohorské sedlo (1013 m) - przełęcz i asfaltem na parking Filipovce.

Trzeci dzień wyjazdów, sobotę, rozplanowaliśmy na zwiedzenie górnego zbiornika elektrowni szczytowo-pompowej Dlouhé Stráně
Podjazd rozpoczęliśmy z dolnej stacji narciarskiego ośrodka w Kouty nad Desnou. Po przejechaniu ok. 27km trasami po górach, dojeżdżamy do górnego zbiornika wodnego i szczytu Dlouhé Stráně 1353 m n.p.m. Tutaj nawodnienie (piwko:)), zwiedzanie korony zbiornika i jazda w dół, trasami rowerowymi na obiad do dolnej stacji narciarskiej ośrodka w Koutach. Przejechaliśmy ok. 43 km. Sumy podjazdów ok. 1350m. Widoki z korony przepiękne, na Pradziada, Śnieżnik i całe Jeseniki a nawet Karkonosze.

Przyznam, że Jeseniki zauroczyły mnie swoim wyglądem, stromiznami, przyrodą oraz stosunkowo niewielką liczbą turystów. Byłem tu pierwszy raz, ale zapowiada się, że jeszcze te miejsca odwiedzę.

Ewa Rutkowska
Tomek Murzyn Grzegrzułka
Piotr Kudłaty Gawlas
Grupa płetwonurków
Grupa Eksploratorów Fortyfikacji



Twierdzę Srebrna Góra od jakiegoś czasu postanowiono przystosować jako turystyczną atrakcję historyczną. Porządkują ją, odbudowują zawalone elementy, wygospodarowali hotel, dostosowują do zwiedzania przez turystów a równocześnie prowadzą prace naukowe, historyczne i eksploracyjne. Jednym z wielu miejsc eksploracyjnych są zawalone korytarze, które sukcesywnie udrażniają oraz studnie. Te, sprawdzane są przez nurków. Jest ich w twierdzy i jej okolicach kilkanaście. Nie są to właściwie studnie, bo nie mają źródeł ani woda przez nie nie przepływa, a cysterny, wyrąbane w litej skale zbiorniki do magazynowania wody. Zachowane w różnym stanie. Różnie są napełniane i różne jest w nich napełnienie wodą. Różnie są głębokie. Wewnątrz niektórych wydrążone są sztolnie, które obecnie zamurowane albo zasypane, są kolejnymi ciekawymi obiektami eksploracyjnymi.

Dzięki kontaktom i znajomością Ewy, zostaliśmy zaproszeni przez grupę płetwonurków do dołączenia do eksploracji. Ponieważ nurkowie nie mają doświadczenia taternickiego i woleli polegać na doświadczeniu ludzi bezpośrednio związanych z taternictwem a żeby dojść do lustra wody w studniach trzeba było opuścić się i później wrócić, często kilkadziesiąt metrów, techniki linowe są aktualnie najwygodniejszą i najbezpieczniejszą do tego metodą. Sprzęt nurkowy w postaci butli i całego ekwipunku do nurkowania, do tego aparaty podwodne i kamery, sprzęt pomiarowy i przeróżny sprzęt techniczny, balasty - to wszystko dużo waży. Do tego ubrany w suchy kombinezon nurek też jest sporym obiektem do opuszczenia i wyciągania. Często nurkuje kilka osób. Mieliśmy co robić. Stanowiska asekuracyjne, do opuszczenia i wyciągania. Kilkaset metrów lin, żeby bezpiecznie oporęczować i przeprowadzić całą akcję a zmurszałe ceglane mury i wylatujące ze ścian kamienie wyjątkowo tego nie ułatwiały. Dobrze trzeba było nieraz pokombinować, żeby założyć bezpieczne i wygodne stanowisko.

Nurkowano w dwóch studniach. Jedna do lustra wody miała niewiele, około 15 metrów, wody w niej było ok. 70 metrów i była zasypana gałęziami i liśćmi. Trzeba było uprzątnąć chaszcze, powyławiać z wody liście, patyki i kawałki pni. Największym, porządnie nasiąkniętym wodą i ważyć mógł z 50 kg, był fragment słupa telegraficznego. Po zaporęczowaniu i uprzątnięciu, tę studnię nurkowało dwóch nurków. Cała akcja trwała kilka godzin. Kiedyś w studni były zbudowane podesty i zainstalowane schody bądź drabiny. Świadczą o tym otwory, tzw. gniazda po belkach drewnianych. I taka ciekawostka - w jednym z takich gniazd, gniazdo uwiła sobie popielica. Wisząc na linie z niedowierzaniem obserwowałem z jaką zwinnością i łatwością poruszała się po obmurowanych cegłami, pionowych ścianach studni, kiedy zaniepokojona naszymi manewrami wyszła ze swojej norki. A gniazdo miało ok. 7-8 metrów poniżej krawędzi studni.

Druga studnia leży w zamkniętej sali. Nie było w niej wielu śmieci, poza kilkoma flaszkami po trunkach. Jest też dużo lepiej zachowana. Tutaj do wody zjechał jeden nurek. Do lustra wody jest dalej, ok. 35 metrów. Samo zejście było jednak bardziej skomplikowane. Stanowisko z kotw wkręconych w ściany było skonstruowane bardzo nisko nad posadzką. Tu linę trzeba było poprowadzić przez krawędź studni. Bardzo niewygodnie do zjazdu, nie mówiąc już o opuszczaniu i wyciągnięciu sprzętu i nurka. Wprawdzie w sklepieniu sali widzieliśmy otwór wentylacyjny, to dopiero po upartych, dłuższych poszukiwaniach odnaleźliśmy jego ujście na zewnątrz. Ale brak tutaj jakichkolwiek elementów, które mogłyby posłużyć do zakotwienia stanowiska. Z pomocą przyjechała terenówka gospodarza obiektu. Zaparkowana ponad krawędzią wylotu wentylacji - tutaj szczęście, że dało się tam dojechać. Jej przedni zderzak z koluchami do wyciągania posłużył jako punkty zaczepowe stanowiska. Od niego opuściliśmy liny i już na nich zbudowaliśmy właściwe stanowisko do zjazdu, wciągania i asekuracji. Akcja zrobiła się teraz dużo prostsza i przyjemniejsza a mnogość obserwatorów z różnych środowisk eksploracyjnych i historycznych doskonale nadał się jako siła napędowa do wyciągnięcia płetwonurka i sprzętu, gdyż opuszczanie dokonane zostało z przyżądów asekuracyjno-zjazdowych. Tutaj doskonale sprawdził się rig i bloczki rescue.

Odwiedziliśmy jeszcze trzecią studnię, znajdującą się poza głównym terenem twierdzy. Oceniliśmy jej stan i dostępność, wstępnie pomierzyli głębokość aby można było przygotować się do jej zwiedzenia.

Nawiązana dzięki Ewie znajomość doskonale rokuje na dalszą współpracę, ponieważ jak nurkowie tak i my jesteśmy zainteresowani wspólnym prowadzeniem dalszych eksploracji w twierdzy.
wtorek, 03 wrzesień 2024 06:46

2024.09.01 - spływ przełomem Dunajca

Piotr Kudłaty Gawlas
Barszcz - O.T.

Jak co roku koniec wakacji rezerwujemy na spływ przełomem Dunajca. Busa parkujemy w Sromowcach Wyżnich, nieco poniżej zapory. Kawka, dmuchanie sprzętów: ja supa, Barszcz tym razem kajak. Rozpoczynamy spływ. Podczas postoju w słowackiej knajpce w Czerwonym Klasztorze spotykamy czwórkę znajomych z Bielska, którzy też dzisiejszy piękny ostatni dzień wakacji, postanowili spędzić pływając. Było bardzo wesoło. Pokonujemy dystans ok. 22km. Spływ kończymy w Krościenku nad Dunajcem tradycyjną pizzą. Ja dodatkowo dorobiłem sobie „triatlon ;)" 13km na rowerze. Komuś trzeba było wrócić po auto.
wtorek, 03 wrzesień 2024 06:17

2024.08.15-18 Jeseniki rowerowo

Piotr Kudłaty Gawlas
Osób towarzyszących była większa grupa, 10 osób, m.in. z Klubu Kandahar, z Brzeszcz i z Bielska-Białej.


Góry Jeseniki, na pograniczu Czesko-Polskim są całkiem pokaźnym masywem. Najwyższy szczyt Pradziad wznosi się na 1491 m n.p.m. Po górach jest poprowadzona cała masa szlaków, dróg i ścieżek rowerowych. Trasy od asfaltowych dróg, przez trudniejsze drogi i szlaki szutrowe i bez nawierzchni, terenowe, po wyczynowe trasy zjazdowe o różnych trudnościach. W sam raz na długi łikend ;)

Naszą wycieczkę zacząłem krótka objazdówką na rozgrzewkę, około 19 km, niewielkie, ok. 160-170 metrów przewyższenia. Trasą z przytulnego parkingu pod miasteczkiem Vidnawa, Velka Kras, Habina chata, Smolny, u Dubu, Plavny potok i jeziorko u Dubu. Tu chwila przerwy. Dalej zjazd malowniczą trasą wzdłóż potoku Czarnego w którym z powodu upałów była krótka kąpiel i obserwowanie raków. Po drodze odwiedziliśmy chatę Habina, żeby napić się kofoli i odpocząć. Powrót na parking, gdzie zorganizowaliśmy sobie nocleg.

Drugi dzień
19 km i 950m podjazdu a cała trasa to ok. 40km po górach. Rozpoczynamy z parkingu pod ośrodkiem narciarskim Filipovce. Kawałek zjazdu asfaltem i odbijamy ścieżką w las. Dalej szlakiem rowerowym Drátovna - chata, Mariin, Pod Velkým Klínem. Tu nam się grupa rozsypała. Pojechaliśmy dalej Pod skałami Jeřábu, Sokolą skałę do niebieskiego szlaku. Tutaj na przemian pchanie rowerów z odcinkami podjazdu. Mijamy malownicze polany i dochodzimy do schroniska Śvýcárna pod Pradziadem. Odpoczywamy, czekając na resztę grupy, która pojechała inną trasą. Dalej naszym celem jast Pradziad. Widoki z góry rozpościerają się piękne, choć sam wierzchołek to oszpecony stacją przekaźnikową z hotelem i restauracją w jednym budynku 146 metrów wysokiej wieży, koszmar.
Z pradziada już tylko w dół. Chata Śvýcárna, Červenohorské sedlo (1013 m) - przełęcz i asfaltem na parking Filipovce.



Trzeci dzień wyjazdów, sobotę, rozplanowaliśmy na zwiedzenie górnego zbiornika elektrowni szczytowo-pompowej Dlouhé Stráně
Podjazd rozpoczęliśmy z dolnej stacji narciarskiego ośrodka w Kouty nad Desnou. Po przejechaniu ok. 27km trasami po górach, dojeżdżamy do górnego zbiornika wodnego i szczytu Dlouhé Stráně 1353 m n.p.m. Tutaj nawodnienie (piwko:)), zwiedzanie korony zbiornika i jazda w dół, trasami rowerowymi na obiad do dolnej stacji narciarskiej ośrodka w Koutach. Przejechaliśmy ok. 43 km. Sumy podjazdów ok. 1350m. Widoki z korony przepiękne, na Pradziada, Śnieżnik i całe Jeseniki a nawet Karkonosze.
W ramach Letniego Obozu SBB 2024

Tomek Motoszko - jako kiero
Tymek Siedloczek
Dawid Jędrysek
Kamil Przemyk
Piotr Kudłaty Gawlas
w drodze powrotnej pozbierał wory - Bartek Brzezinka

Nadkotliy do Suchego. Jedna z najpoważniejszych akcji jaskiniowych w Tatrach. Kilka stów zjazdu, później to trzeba wyleźć.
Dla mniej wtajemniczonych: jaskinia sama w sobie nie jest trudna. Praktycznie same odcinki pionowe., czyli nie ma zacisków, ciorania, brodzenia w wodzie ani błocie. Są same studnie. Od 80-cio metrowej Zlotówki przez trzydziestki, pięćdziesiątki, 80-cio metrową Szywałę po tatrzańskiego giganta: Setkę. Ta ostatnia bez kontaktu ze ścianą, sto (!!!) metrów na jednym kawałku liny, robi wrażenie.
W ramach Klubowego Obozu Tatrzańskiego padł pomysł, żeby ją zrobić. I zebrała się ekipa pięciu śmiałków, którzy temat podjęli. Było poręczowanie, część lin pod otwór przyniosła drużyna kursowa, resztę zabraliśmy sami.
Akcja poszła sprawnie, choć większość ekipy w Nadkotlinach jeszcze nie była i ogrom studni trochę ich zaskoczył. Na Suchym Biwaku spotkaliśmy naszych dzielnych kursantów, którzy jako kolejne przejście tatrzańskie, robili Jaskinię Śnieżną. Wszyscy wyszli z jaskini zadowoleni.
Czas akcji od wejścia pierwszego do wyjścia ostatniego zawodnika 12 godzin. Na bazę wróciliśmy późno w nocy - albo, jak kto woli, wcześnie nad ranem ?
Piotr Gwalas Kudłaty

Po wietrznej nocy spędzonej w szopie obudziło mnie wschodzące słońce. Była 5 rano. Minęła chwila, jeszcze dobrze przed 6 do szopy zawitał pierwszy turysta. Byłem w szoku. Z Teheranu pieszkom jest tu jakieś 5-6 godzin a kolejka rusza o 8:00. Turystów przybyło i zaczęło się robić tłoczno i męcząco.
-Mister, Mister, where are you from Mister?
- Im from Lehistan (odpowiadam, że jestem z Polski)
- Lehistaaan Aaa, welcoome!
Lehistan good in Volleyball, you play with Iran last year! Very good, verry good! ( nawet nie wiem, kto wygrał, chyba Iran )

I takie dialogi

Każdy oferował ciastko, cukierki, owoce, kanapki, herbatę. Mam ograniczoną pojemność żoładka :) a przecież nie odmówię.

Plan wczorajszy padł. Droga przez góry jest całkiem bez śniegu. Aleee! Bardzo dobrze, że padł. Leży prawie 20 cm świeżego opadu w okolicach ośrodka! Zostałem w ośrodku i skiturowo po okolicznych wierzchołkach chodziłem. Spotkałem grupę skiturowców, dopiero się uczyli, ale ważne, że działają. Podejścia od 3590 do 3870. Urobilem prawie 1100 na przewyższeniu. Zjazdy dziewiczym terenem. 4 slady na zboczu i wszystkie moje :)

Skiturowy Iran 2024
Piotr Gawlas Kudłaty

Dziś padło na lenia. Kolejką a właściwie kilkoma, tyle, ze jednym wagonikiem, bez przesiadek, wjechałem z dolnej stacji na 1910 metrów do stacji siódmej na 3735 metrów. Wieje jak diabli. Wczoraj spadło około 15 cm swieżego sniegu a dzis dosypuje. Od stacji kolejki na szczyt Tochal, do schronu, jest jakies 1100 metrów i okolo 220 w pionie. Oczywiscie skitur. Tu spotykam ekipe lokalsów. Jeden odbił 45. Był więc tort ze świecami, życzenia, śpiewy...Poszli.
Zostaje na noc w schronie, ale pora wczesna. Wiatr trochę ucichł. Zrobiłem szybki przepak. Zjazd do schroniska w ośrodku Tochal. Było już nieczynne, ale nie po to tu zjechałem. Słonko fajnie grzało. Przykleiłem foki i dalej z buta do góry. Lokalsi z obsługi coś ględzili, pukali po głowach, pokazywali kolejkę. Poszedłem z powrotem do schronu.
W sumie nie takiego lenia. Niecałe 600 metrów przewyższenia, zawsze coś, takie Skrzyczne z Czyrnej. Nie wysiedział bym, po godzinie mnie nosiło. Pewnie jeszcze bym łaził, ale pogoda padła. Na jutro pomysł ambitniejszy, zjechać do hotelu, dalej w stronę innego ośrodka górami jakies 20km i wrócić? Za chwilę wieczór. Zagotuje herbatki z ... Aaa może pójde spać bezzz ;)

Skiturowy Iran 2024
Piotr Gawlas Kudłaty
Saeed O.T.
Hadis O.T.

Z wioski Khafr polożonej na wysokości 2200 m.n.p.m. w górach Zagros w Parku Narodowym Dena w południowym Iranie, podchodzimy doliną wzdłóż sezonowego lodowca, do schronu Khafr Shelter 3020 m. u podnóża masywu Ghash Mastan 4478 m. najwyższego szczytu gór Zagros. Tutaj spędzamy noc, niespokojną, wietrzną.

Rano pogoda taka se. Hadis i Saeed postanowili nigdzie nie iśc. Ja spakowałem plecak i po śniadaniu idę w góry. Jest 8:10 jak opuszczam schron. Śniegu dużo mniej niż w zeszłym roku. Jestem tu 3 tygodnie póżniej a wschodniego lodowca, na długości, stopniało prawie pół kilometra. Na szczytach widać, że wiatr rozwiewa smugi śniegu. Wygląda na to, że tam mrozi. W dolnych partiach północny lodowiec jeszcze zmrożony, ale do popołudnia na pewno śnieg zmięknie.

Do wysokości 4200m. to trochę ponad przełaczkę między masywem Morgola a okolicznym masywem, którego nazwy nie znalazlem, szło mi się bardzo dobrze. Powyżej trochę zwolniłem. Teren się nastromił. Zamieniłem na butach narty na raki, tamte przypiąłem do plecaka. Zaczęlo mocno wiać, nadciagnęły ciężkie chmury. Tempo poważnie mi spadło. Ostatnie 200 metrów lazłem godzinę. Powinienem był przepiąć się do zjazdu, było by fajnie, ale ciagnie mnie na szczyt. Morgol zależnie od źródeł, ma około 50 metrów mniej od Ghash Mastan, na który bez problemów wszedłem na nartach rok temu. Ten jest stromy, miejscami pod 70°, ale połacie płyt, pięknie wyśnieżone, wyglądają imponująco i przyciagaja swą biela, zwłaszcza, że tu nie byłem a rok temu sobie obiecałem, że tędy zjadę.

Na szczycie stanąłem dokładnie 5 godzin po wyjściu ze schronu. Podejścia jakieś 1370 metrów. No i zaczął sypać śnieg, widocznośc spadła do 50 metrów, śnieg zasypuje oczy. Wymarzony slalomik mogłem wybić sobie z głowy. Ze skrętu w skręt, osuwanie po omacku po tych pionach do wysokości przełączki, raczej koszmarek. Tu troszku się przetarło niebo i widziałem skały okolicznego masywu. Snieg na lodowcu tak jak przypuszczałem, rozmiękł. Jazda jak po grudzie. Padający śnieg stopniał w deszcz. Po ostnich płatach udało mi się zjechać do schronu. Kompletnie przemoczony.

Prognoza pogody rokuje źle. Przepak, szybka kawa i między ulewami spadamy. Do Khafr. Tutaj jeszcze odwiedzamy lokalsa, którego ojciec był przewodnikiem po P.N. Dena a on też ma marzenia, żeby kontynuować pracę ojca. Poczęstował nas herbatą i omletem, ze smakiem zjadł oscypki, które przywiozłem z Polski, pogadaliśmy. I dalej do Teheranu.

Skiturowy Iran 2024
Strona 1 z 7