Piotr Gawlas
Maciej Jeziorski
Piotr Gawlas

Wypełniając wolny wekend, wybraliśmy się na szkolenie kartowania jaskiń. Wiedza stosunkowo łatwa, choć nie intuicyjna a w życiu jaskiniowca przydatna. Poznaliśmy obsługę i zasady działania przyrządów pomiarowych od tych starych z nitką i klinometrem po nowoczesne elektroniczne. Było mierzenie w terenie, rysowanie, opisywanie, zasady używania tego sprzętu, zasady rysowania, symbolikę. Ogólnie intensywny, ale wartościowo spędzony czas.
Lubomir Zawierucha
Tomasz Urbański „Pająk"
Piotr „Kudłaty" Gawlas
Andrzej Górny
Zwierzak
Ekipa Eksploracyjna z Jaskini Nietoperzowej


Jaskinia nie otrzymała jeszcze oficjalnej nazwy. Prace eksploracyjne prowadzone są na dnie studzienek na głębokości około 25-30 metrów i polegają głównie na wybieraniu namuliska z rozwijającej się pionowo przestrzeni. W najbliższym czasie planowany jest powrót do kopania w jaskini. Na zdjęciu przodek w Jaskini Nietoperzowej.
poniedziałek, 21 kwiecień 2025 22:28

2025.04.21 Spływ Sołą

Piotr „Kudłaty" Gawlas

Spływ Sołą

Kiedyś był to „Spływ na bele czym", ale ostatnimi czasy to kajaki i deski dmuchane, tzw. SUP-y, ze względu na swoją wygodę zdominowały imprezę. Tradycyjnie od wielu lat w Śmigus Dyngus, spotyka się grupa zapaleńców, którzy często bez względu na pogodę i warunki, spływają Sołą od mostu w Bielanach do mostu w Zasolu dystans około 5,5 km. Dziś kajaków było kole 15. Ze względu na panującą od jakiegoś czasu aurę, mało deszczu, słoneczną pogodę i temperatury jak latem, stan wody był niski i letnio-ciepły, więc oblewania wodą często z kąpielami należały do raczej przyjemnych. Było też dużo przeniosek i brodzenia w wodzie, kiedy rzeka rozlewała główny nurt na mniejsze i jej poziom opadał tak nisko, że kajaki darły dnem po kamieniach i zatrzymywały się na mieliznach. Po spływie było tradycyjne ognisko i kiełbaski.


wtorek, 18 marzec 2025 22:12

2025.03.16 Żywieckie "Przedwiośnie"

Piotr "Kudłaty" Gawlas
10 O.T.
po drodze spotkaliśmy Kasię z Wojtkiem

Przedwiośnie. Niby jeszcze zima a już ciepło. Łaskawa aura w tym ociepleniu, przed nadejściem wiosny właściwej, obdarowała nas niewielką porcją białego proszku, który, kiedy jest świeży, chłoniemy wszyscy bez opamiętania w każdych ilościach. Wygląda to, jak byśmy byli od niego uzależnieni.

 Żywieckie. Padło na Pilsko. Wycieczka zacna, choć w białej kresce były przerwy, nawet długie. Wyszliśmy na nartach na Kopę, ja nadrobiłem poprzedni dzień, który z powodów wyższych, nie udał mi się skiturowo. Zjechałem do schroniska na Miziowej i ponownie poszedłem w stronę szczytu Pilska, gdzie podążyła reszta ekipy.  Wycieczkę zakończyliśmy na Górze Pięciu Kopców, choć część poszła na szczyt Pilska. Zjazd był dosyć trudny, przewiany śnieg, cienka jego warstwa na borówkach i wystające miejscami kamienie. Długo trzeba było narty nieść, żeby założyć je znowu dopiero na Buczynce i trasami narciarskimi, choć już nieczynnymi, zjechać do parkingu. Pogoda dopisała i widoki nadpłaciły nam niedogodności.
czwartek, 06 marzec 2025 18:02

2025.03.01 Kasprowy skiturowo

Piotr Gawlas

Z Kuźnic zielonym szlakiem na Kasprowy Wierch, zjazd trasą do Kotła Gąsienicowego, powrót na Kasprowy i zjazd do Kuźnic Nartostradą Goryczkową. Warunki trudne, mało śniegu.
niedziela, 09 luty 2025 17:36

2025.02.09 Zielony Wierch Rohacki 2020 m

2025.02.09 Zielony Wierch Rohacki
2020 m

Piotr „ Kudłaty" Gawlas
Tomek, Andrzej, Witek, Robert - O.T.

Śniegu w Tatrach niewiele. Warunki trudne. Pogodę zapowiadali dobrą więc pomysł - Spalona Dolina. Na podejściu lodowisko, później na szlaku twardy śnieg. Na szczycie słonko i kawa. Na zjeździe śnieg trochę odpuszczony. Narty w sumie nieśliśmy tylko od parkingu ośrodka narciarskiego Salatyn do drogi i może 200 metrów po drodze. Podejścia ok. 1050 metrów, tyle samo zjazdu.


Lubomir Zawierucha
Tomasz Urbański „Pająk"
Piotr „Kudłaty" Gawlas
Marcin - O.T.
Andrzej Górny z
Ekipą Eksploracyjną z Jaskini Nietoperzowej

Po tygodniowej przerwie wracamy do eksploracji. Dziś wszyscy coś pochorowani. Kopanie namuliska idzie trochę wolniej, ale udaje nam się wybrać kilka kubików gliny, ziemi i rumoszu skalnego. Studnia wyraźnie się pogłębiła. W dniu dzisiejszym ekipa z Bielska musiała trochę wcześniej zakończyć prace wydobywcze, ale krótko po wyjeździe dotarła do nas informacja, że po wybraniu kilku wiaderek gliny i kamieni Andrzejowi puściło. Już wcześniej czuło się wyraźny ruch powietrza w wyjątkowo statycznej studni. Jaskinia otworzyła kilkunastometrowej głębokości pionową szczelinę z której mocno wieje. Jest więc sukces i powód, żeby wrócić i kontynuować eksplorację.




Lubomir Zawierucha
Tomasz Urbański „Pająk"
Piotr „Kudłaty" Gawlas
Hieronim Gawlas
Andrzej Górny z
Ekipą Eksploracyjną z Jaskini Nietoperzowej

Na zaproszenie Andrzeja Górnego, pojechaliśmy na eksplorację do Jaskini Nietoperzowej. Celem jest róg korytarza w początkowych (jakieś 30 metrów od otworu), partiach Jaskini. Jest on zasypany namuliskiem z gliny i otoczaków naniesionych przez ówczesną rzekę. Zgodnie z pomiarami kontynuować ma się w dół i daje nadzieję na pogłębienie jaskini. Więc kopiemy. Dzisiejszy dzień przyniósł kilka metrów w dół, wybranie kilku kubików gliny i rumoszu, co stworzyło kilkumetrowej głębokości studzienkę z dwoma półpiętrami dla wygodniejszego wyciągania urobku. Na razie na tym koniec. C.D.N.



Ewa Rutkowska
Wacław Kosmowski
Piotr "Kudłaty" Gawlas
płetwonurkowie:
Sławek, Marcin, Michał
Grzegorz - opiekun Twierdzy
Ekipa z czasopisma Odkrywca
kilka osób towarzyszących

Poranek w Srebrnej Górze choć słoneczny, ale mroźny. Do Twierdzy trudno dojechać. Stroma droga prowadząca serpentynami pod bramę i na dziedziniec jest oblodzona. Doładowany bus z trudem wspiął się na wierzchołek. Dziś celem jest studnia browaru i namierzony przez nurków podczas poprzednich nurkowań korytarz, który odchodzi w stronę fosy.
Na dziedzińcu wiatr przewiewa mgły i tworzy na wszystkim szadź, jest biało i mroźno. W komorze jest cieplej i zacisznie. Pompa głębinowa zatopiona w studni pracuje od doby. Jej 4 metry sześcienne wydajności na minutę trzeba wypchać 40 metrów w górę. Ma co robić. Poziom wody powoli opada.
Dojazd nad studnię zasypany śniegiem. Niby odśnieżone, ale bus zakopał się po osie. Z pomocą obsługi i kilku turystów udaje się go odkopać i wypchać. Zaparkowałem nad wlotem wentylacyjnym do komory, gdzie znajduje się studnia. Odsuwamy klapę zakrywającą otwór. Z pokaźnych rozmiarów metalowego profilu który przywieźliśmy i z samochodu motamy punkty stanowiskowe. Grzegorz daje swoje liny. Jedenaście i pół. Na stan grubasy w sam raz. Schodzimy do komory.

Około metra na godzinę. Mniej więcej w takim tępie obniża się poziom wody. Jeszcze jakieś dwie godziny i korytarz powinien się odsłonić. Czekamy. Po założeniu i ustabilizowaniu układów linowych do zjazdu, wychodzenia i transportu linowego oraz oporęczowaniu, schodzimy do studni, żeby zdemontować kratę, która kiedyś wpadła i zaklinowała się w połowie, zagradzając bezpieczne wejście. Kratę zabezpieczyliśmy linami, kątówkami pocięli na 4 kawałki i wyciągnęli na zewnątrz. Teraz chwila wytchnienia, idziemy na kawę. W Donjon w twierdzy od niedawna działa hotel i restauracja. Kawa zrobiona przez Grzesia smakuje świetnie. W między czasie rozmawiamy o twierdzy i planach jej odrestaurowania, nurkowie opowiadają o nurkowaniach na wrakach, Wacek opowiada o swoim spływie i przygodach syberyjskich.
Wysłane na zwiady dwie osoby przynoszą wiadomość, że woda opada znacznie wolniej, niż poprzednio. No fakt, przecież jest jeszcze korytarz i z niego woda też musi wypłynąć. Ale dobra wiadomość jest taka, że poziom wody to około -40 metrów od poziomu gruntu i wejście do korytarza powinno być już otwarte. Więc kończymy kawę i idziemy.
Pierwszy zjeżdża Sławek. Ubrany w suchara wskakuje do wody. Ja zaraz za nim, dojeżdżam i zatrzymuję nad lustrem. Mam ze sobą analizator gazów i stężenia tlenu. Wejście jest otwarte, ale jakieś 30 cm i żeby do korytarza wejść, trzeba by się zamoczyć. Ja nie chcę, jeszcze poczekamy. Wychodzę na górę. W tym czasie poopuszczamy do studni butle i sprzęt do oddychania, gdyby poziom tlenu znacząco spadł. Jest także pierwsza chętna osoba do zwiedzenia studni, Ania z redakcji magazynu Odkrywca. Chciała obejrzeć studnię ze zjazdu. Po opuszczeniu i zabezpieczeniu butli opuszczamy Anię. Jadę obok dla asekuracji i towarzystwa. Jest zachwycona. Debiut linowy i od razu do takiego historycznego miejsca. Do korytarza można już zajrzeć, ale nadal zalany. Turystka zostaje wciągnięta na powierzchnię, ja po konsultacji ze Sławkiem dalszego działania, również wracam.
Woda po kolejnej godzinie na tyle opadła, że do korytarza można już wejść. Zabieram wiertarkę, kotwy, plakietki i zjeżdżam zaporęczować wejście. Dwa odwierty, skała twarda jak diabli. Zakładam punkty i poręcz. Teraz bez stresu można ze zjazdu wejść do korytarza.

Przede mną ciemny tunel. Szeroki na około metr, wysoki na jakieś 1,5 metra, spąg w głąb korytarza delikatnie się wznosi. Przyznam, że nurkowie, którzy jako pierwsi wpływali do tego zalanego korytarza, mieli ciekawie. Ciemność ciągnie mnie jak świeżo odkryta jaskinia. Sławka proszę, żeby chwilę poczekał. Ja idę tam. Tunel wyłupany w litej skale. Spąg wznosi się delikatnie, dnem płynie strumyk, woda jest wyjątkowo czysta. Wpierw myśleliśmy, że to wraca do studni odpompowywana woda, ale nie. To pewnie on zasila studnię. Korytarz kontynułuje się kilkadziesiąt metrów, według narysowanego planu w stronę fosy. Dochodzę do końca. Jest zamurowany ukośną ceglaną ścianą. Ostatnie dziesięć metrów jest również obudowane ceglanym sklepieniem. Otwory odwiertów wskazują, że korytarz drążony był od strony studni na zewnątrz w stronę fosy. Był strzelany. Otwory nawiercane w skale napełniano materiałem wybuchowym i detonowano. Urobek wyciągano do studni i dalej na powierzchnię. W czasach, kiedy nie było elektryczności a światło dawały świece i oliwne ogarki, wiercenie w skale ręcznymi wiertłami, transport urobku, wypompowywanie napłyającej wody i dostarczanie na przodek świerzego powietrza musiało być mozolną harówą.
Powietrze w korytarzu jest wyjątkowo świerze. Zastanawia mnie, czy to dlatego, że opadająca woda naciągnęła powietrza z zewnątrz, bo żaden przewiew jest niewyczuwalny. Na końcu tunelu w górę prowadzi obmurowany cegłami kanał. Z niego napływa woda, która w postaci intensywnego deszczu opada na spąg. A z wodą może i świerze powietrze? Próbuję zajrzeć do kanału. Jest zasypany od góry zbutwiałymi kawałkami drewna. Woda zalewa mi twarz.
Wracam. Tunel ma podobno 70 metrów długości. Widzę odległe światło czołówki Sławka. Dojechał też Marcin, obwieszony kamerami i sprzętem pomiarowym. Będzie skanował korytarz i wykonywał pomiary do swojego modelu 3D. Teraz zdjęcia będą lepsze niż wykonywane pod wodą. Idę na powierzchnię. 3 osoby w studni mocno zagęszczają atmosferę. A na zewnątrz czekają kolejni chętni do zjechania i zwiedzenia studni i korytarza: reszta ekipy z czasopisma Odkrywca, opiekunowie Twierdzy - Grzegorz z kolegą no i Ewa z Wackiem, choć Wacek ma obawy, że sam nie wyjdzie. Uspokajam go, że wyciągarka linowa jest dostępna, więc wyciągniemy go, jak nurków i pozostałą, nielinową część zwiedzających. Wszyscy, którzy odwiedzili to miejsce są zachwyceni. W drugi dzień odwiedziła nas wrocławska telewizja i radio, nakręcili nasze manewry i ponagrywali wywiady.

W korytarzu znaleziono skarby, nie mogło się bez nich obejść. Są nimi rękojeści od skrzyń, kołki do zabijania otworów strzałowych, kości jakiegoś drapieżnika oraz dwa młotki, pozostałości po robotnikach drążących tunel, jeden znalazł kolega Grzegorza, drugi ja. Ponieważ końcowa część tunelu zbliża się do skraju fosy, robiliśmy próbę nawiązania łączności z powierzchnią. Do fosy opuścił się Michał i część ekipy i włączyli głośną muzykę. Wyszło pomyślnie. Punkt dwunasta mieliśmy w korytarzu dyskotekę. Michał również słyszał nasze rozmowy i okrzyki dobiegające z wnętrza góry.

Jest to kolejna, trzecia już akcja w Twierdzy, każda z nich jest dla nas ciekawym doświadczeniem i przeżyciem oraz spotkaniem towarzyskim z wartościowymi ludźmi, którzy łączą różne pasje: historię, nurkowanie, poszukiwania, alpinizm, fotografię, projekty 3D.

Materiał z akcji wyemitowany przez Program 3 Telewizji Wrocław:
https://wroclaw.tvp.pl/84589353/twierdza-srebrna-gora-w-jednej-ze-studni-odkryto-tajemniczy-korytarz





środa, 25 grudzień 2024 11:46

2024.12.21-22 Miętusia do Awenów ( do dna )

Małgorzata Błaszczyk
Filip Pukmiel
Maciej Jeziorski
Tymoteusz Siedloczek
Piotr "Kudłaty" Gawlas





Marwoj

 Mar-Woj. W skrócie Jezioro Marynarki Wojennej, gdzie woda łączy spąg ze stropem. To niewielkie jeziorko w Jaskini Miętusiej, które czasami zamienia się w syfon i całkowicie zamyka dostęp do partii jaskini położonych za nim. Z tego miejsca snują się przeróżne opowieści ludzi, którzy się z nim mierzyli i mają różne wspomnienia, przygody, dobre i mniej dobre, budząc u nich różne uczucia podziwu, złości, niechęci, zimna, wilgoci. Ciekawi dalszych partii chcą go przebyć na różne sposoby: na pontonie, materacach, wpław. Niektórych zniechęca do pójścia dalej, kiedy nie chcą mieć kontaktu z jego zimną wodą. Ale od początku.
 
  Zbliżał się kolejny koniec tygodnia. Podobno Tymek z Maćkiem wpadli na pomysł, żeby zrobić akcję do Miętusiej, za Mar-Woja. Tydzień wcześniej był tu Filip, ale zabrakło im liny i nie zjechali do Awenu. No to powtórka. O pomyśle dowiedziała się Gośka i powiedziała mnie. I tak zebrała się nam fajna ekipa na jaskinię. Miała nas jechać szóstka, ale Monice coś wypadło i jest piątka. Liny pobrane z magazynu, żeby tym razem do Awenu zjechać. Wyruszamy z Bielska nie za wcześnie, o szóstej, ale z małym poślizgiem. Na miejscu jesteśmy po dziewiątej. Od auta idziemy Małą Łąką, przez Przysłop Miętusi, do Doliny Miętusiej. W Tatrach leży trochę śniegu. Mijamy Wantule i za kawałek mamy otwór. Tu leży kilka worów. Ktoś jest w środku.
  Przebieramy się w kombinezony, wskakujemy w uprzęże i idziemy do dziury. Dosłownie. Otwór wejściowy to niewielkich rozmiarów po prostu dziura w podstawie skały, którą jak jest śnieg, wjeżdża się do środka jak ślizgawką. Początkowe partie, Rura, taka ciasnawa, czołgana. Takie cioranie na rozgrzewkę. Rura wypada w salce, nazwanej tak, bo wisi tu niewielka ikona, Salą Matki Boskiej. Tu z rury wpinka w zjazd. Ulżyło, bo Rura jest dosyć trudnym obiektem do pokonania. Dalej dość przyjemne Kaskady, kilka krótkich zjazdów, do tego urokliwie wymyte przez wodę w czarnym wapieniu prożki i misy. Dalej Błotne Zamki, po których nazwa tylko została i jesteśmy pod Progiem Męczenników. Na progu wisi lina, nie trzeba wspinać, jest więc łatwo. Nad progiem, Pod Korkociągiem, spotykamy naszego kolegę Sławka z Zakopanego z kursantami. Miło było porozmawiać. Dowiadujemy się, że Mar-Woj jest zalany i oni wracają. Jeszcze jeden prożek w górę i zjeżdżamy do Marwoja. Faktycznie, pod stropem jakieś 25cm. prześwitu. Będzie mokro. Idę na gorąco, puki rozgrzanie minie i zabierze ze sobą chęci do zmoczenia się w całości. Trudno, ciuchy będą mokre, ale szok termiczny na początku mniejszy. Wody było tak dużo, że trzeba było zanurkować. Salka i drugi nurek. I już kamienista plaża za syfonem. Jeszcze będzie trzeba tędy wrócić, ale to później się będziemy martwić. Reszta ekipy popakowała ciuchy do wodoszczelnych worków i w kąpielówkach forsowała wodę, dzikie wrzaski, przekleństwa niosły się po korytarzu. Przebieranka w suchsze ciuchy i idziemy dalej. Jest nieźle. Sforsowanie tego jeziorka to milowy krok naprzód. Ale jest jeszcze Zielony But i tu rozkmina. Tydzień temu był drożny, ale czy i on nie jest zalany, że ktoś ponownie będzie musiał się poświęcić i zmoczyć.
 Przed nami partie za MarWojem, obszerny korytarz "Marszałkowska" i ogromna łacha piachu na jego końcu, Piaskownica. Jeszcze kawałek i dochodzimy do Zielonego Buta. Wody jest dużo, ale jest prześwit. Tymek na ochotnika przeciska się nad lustrem, żeby spróbować osuszyć jeziorko na drugą stronę. Niestety gruby gumowy wąż, który leży tam od lat a którym miał to zrobić, jest uszkodzony. I tak jestem cały mokry, przechodzę do Tymka. Nad Szmaragdowym Jeziorkiem poniżej, leży kawał węża ogrodowego. Zaciągłem go do Buta. Udało się go zassać i woda powoli odpływa z Buta w stronę Szmaragdu. Mamy jakieś 40 minut, nim sytuacja się na tyle zmieni, żeby reszta przeszła. Nad Szmaragdem jest wygodny biwak. Robimy więc mały popasik, kawa, herbatka, jakiś baton i czekolada wchodzą jak głodnemu psu kiełbasa. Woda w Bucie opadła, bo przyszła do nas reszta ekipy. Dopijamy, dojadamy, biwak zostaje na powrót a my idziemy dalej. Jest już dosyć późno i ciśnie nas godzina alarmowa, którą Maciek ustawił na 12 w nocy. Mówiłem, żeby przestawił na 6 rano, bo będziemy musieli biegać, ale została po staremu. W drodze powrotnej Maciek z Filipem pognali więc jak najszybciej, żeby wyjść z jaskini przed północą i żeby nie było draki. Ale idziemy dalej. Zawał Częstochowski, którego kompletnie nie pamiętam z poprzednich akcji, prowadzi do obszernych partii, gdzie korytarze wyglądają, jakby ktoś chciał kolejkę poprowadzić pod Tatrami i wyrąbał w tym celu tunel wysoki i szeroki na 3 metry. Jest też trochę nacieków. Korytarze co chwilę zmieniają kierunek. Ostro w lewo, za chwilę ostro w prawo. Docieramy do Dupcyngera, niewielkiego prożku, za którym korytarz zmienia się w kosmiczny. Wygasłe Wulkany. Partie, gdzie woda musiała płynąć kiedyś silnym strumieniem, który wytworzył marmity. Dosłownie wywiercone w skale spągu misy i studnie. Silny prąd wirował w nich niesionymi ze sobą kamieniami, te ścierały skałę w miejscach, w których wirowały, drążąc niekiedy pokaźnych rozmiarów misy i zagłębienia. Większość z nich jest teraz pusta i wygląda, jak wygasłe kratery. Ale niektóre są ciągle zalane wodą, zwłaszcza jeden o średnicy około 1,5m i głęboki na kilka metrów. Szmaragdowa woda wygląda przepięknie podświetlona mocnym światłem led. Mijamy wulkany i kolejny obszerny korytarz doprowadza nas do salki nad Awenami. Ostatnio Filip nie zabrał liny i tutaj zakończyli wyprawę. Dziś mamy dwa odcinki, 40 i 35 metrów. Maciek z Filipem poręczują. Zjeżdżamy do Awenu. Poniżej jeszcze kawałek błotnistego korytarza. Z Tymkiem włazimy do wąskiej rury, która doprowadza do wypełnionej błotnistą mazią komory, najniższego punktu tych partii. Teraz Gośka, która została wyżej w korytarzu musi nas ratować, bo rura w dół to banał, ale błoto skutecznie uniemożliwia wyjście. Dwie spięte stopki od płanietek doczepione do lonży. Gosia robi za mięśniaka. Wbiła pięty w błoto, zaparła się w korytarzu i wyciąga dwie ofiary ciekawości. Maciek z Filipem pobiegli już z powrotem do wyjścia, naprawiać swoją nadgorliwość i to, że nie posłuchali, żeby godzinę alarmową jednak przesunąć. Nasza trójka powoli też się wycofuje. Tymek reporęczuje Awen, pakujemy liny do worków. Ubłoceni, ale zadowoleni z osiągniętego miejsca wspinamy się na prożek. Wracamy Wielkim korytarzem pohukując co chwila. Echo niesie się tutaj po przestrzeniach pobudzając wyobraźnię. Chętnie przytargał bym tu zestaw Hi-Endowy i urządził sobie kameralny odsłuch ulubionych kawałków. Albo urządził koncert. Tak rozmawiając na powrót mijamy Wygasłe Wulkany, zjeżdżamy Dupcyngera. Trochę pogmatwane korytarze tych partii jaskini sprawiły nam zamieszanie. Zwiedziliśmy więcej, niż było w planie. Nadprogramowe zwiedzanie spowodowało jakieś 40 min. opóźnienia, ale Tymek ogarnął sytuację. Dotarliśmy do Częstochowskiego Zawału i dalej wielkimi korytarzami do biwaczku. Tu kawa, herbatka, żeby się ogrzać przed nadchodzącą kolejną kąpielą. Do kawki czekoladka, batoniksy. Jesteśmy spokojni. Filip i Maciek są już blisko powierzchni. Jest około 22:00. Od biwaczku jeszcze jakieś 3 godziny do wyjścia. Tym razem MarWoja pokonuję w kąpielówkach. Ciuchy przeschły a zostały nam dodatkowe suche worki po chłopakach. Pakujemy najwrażliwsze rzeczy do worków. Idę. Teraz bardziej drastyczny kontakt z lodową kąpielą, bez warstwy polarka, który wcześniej tłumił trochę szok termiczny. Szybki oddech, żeby napędzić pompkę, zanurzenie w wodę z rykiem "do piekłaaaa", jak wiking, który nakręca się przed walką. Wody w jeziorku przybrało. Szczelina nad lustrem zmalała z 30 do 5cm. Jeden nur, salka, drugi nur. Wór, który wlokłem za sobą sklinował się. Miał pływalność dodatnią i miałem go pchać przed sobą. Przeszarpany pod brzuchem do przodu wyskoczył nad taflę po drugiej stronie. Ja za nim. Uff, jestem po wrażeniach morsowania. Zaleta tej kąpieli jest taka, że po wyjściu zrobiło się okropnie gorąco. Organizm zareagował na utratę ciepła jego nadprodukcją. Za kilka minut rycząc jak opętani pojawiają się Tymek i Gosia. Tutaj jestem na prawdę pod wrażeniem naszej młodzieży klubowej, która ledwo co skończyła kurs i zdobyła uprawnienia, a już dzielnie chodzi na takie ciężkie akcje. Wreszcie będzie z kim chodzić na mocniejsze akcje. Dalsza droga powrotna przebiega już spokojnie i sprawnie. Zjazdy Korkociągiem i Progiem, wyjście Kaskadami, już syfon i salka Matki Boskiej. Rura ostatnimi dniami została zmodyfikowana przez naszych dzielnych TOPR-owców i jest łatwiejsza do pokonania, wąskie miejsca już nie są tak wąskie, więc mija nam równie szybko i sprawnie. Już czuję mroźny powiew z zewnątrz. Jeszcze 30 metrów i już powierzchnia. Mróz jak diabli mokre ciuchy ścina na beton. Dobrze że zostały kanapki. Teraz ze smakiem zasilą nasze zgłodniałe brzuchy.
 
 Jak się okazało, Maciek z Filipem wyszli ponad 3 godziny temu. Odwołali alarm. Wrócili do auta a że nie umieli go otworzyć, poszli na stację benzynową i teraz czekają na nas. Akcja bardzo udana. Jak już wspominałem, młodzież bardzo dzielnie działa w jaskiniach, jest sprawna i świetnie wyszkolona, panuje dobra atmosfera i dopisuje świetny humor. Z nami warto iść na akcję.
Strona 1 z 8