Ewa Rutkowska
Wacław Kosmowski
Piotr "Kudłaty" Gawlas
płetwonurkowie:
Sławek, Marcin, Michał
Grzegorz - opiekun Twierdzy
Ekipa z czasopisma Odkrywca
kilka osób towarzyszących
Poranek w Srebrnej Górze choć słoneczny, ale mroźny. Do Twierdzy trudno dojechać. Stroma droga prowadząca serpentynami pod bramę i na dziedzinieć jest oblodzona. Doładowany bus z trudem wspiął się na wierzchołek. Dziś celem jest studnia browaru i namierzony przez nurków podczas poprzednich nurkowań korytarz, który odchodzi w stronę fosy.
Na dziedzińcu wiatr przewiewa mgły i tworzy na wszystkim szadź, jest biało i mroźno. W komorze jest cieplej i zacisznie. Pompa głębinowa zatopiona w studni pracuje od doby. Jej 4 metry sześcienne wydajności na minutę trzeba wypchać 40 metrów w górę. Ma co robić. Poziom wody powoli opada.
Dojazd nad studnię zasypany śniegiem. Niby odśnieżone, ale bus zakopał się po osie. Z pomocą obsługi i kilku turystów udaje się go odkopać i wypchać. Zaparkowałem nad wlotem wentylacyjnym do komory, gdzie znajduje się studnia. Odsuwamy klapę zakrywającą otwór. Z pokaźnych rozmiarów metalowego profilu który przywieźliśmy i z samochodu motamy punkty stanowiskowe. Grzegorz daje swoje liny. Jedenaście i pół. Na stan grubasy w sam raz. Schodzimy do komory.
Około metra na godzinę. Mniej więcej w takim tępie obniża się poziom wody. Jeszcze jakieś dwie godziny i korytarz powinien się odsłonić. Czekamy. Po założeniu i ustabilizowaniu układów linowych do zjazdu, wychodzenia i transportu linowego oraz oporęczowaniu, schodzimy do studni, żeby zdemontować kratę, która kiedyś wpadła i zaklinowała się w połowie, zagradzając bezpieczne wejście. Kratę zabezpieczyliśmy linami, kątówkami pocięli na 4 kawałki i wyciągnęli na zewnątrz. Teraz chwila wytchnienia, idziemy na kawę. W Donjon w twierdzy od niedawna działa hotel i restauracja. Kawa zrobiona przez Grzesia smakuje świetnie. W między czasie rozmawiamy o twierdzy i planach jej odrestaurowania, nurkowie opowiadają o nurkowaniach na wrakach, Wacek opowiada o swoim spływie i przygodach syberyjskich.
Wysłane na zwiady dwie osoby przynoszą wiadomość, że woda opada znacznie wolniej, niż poprzednio. No fakt, przecież jest jeszcze korytarz i z niego woda też musi wypłynąć. Ale dobra wiadomość jest taka, że poziom wody to około -40 metrów od poziomu gruntu i wejście do korytarza powinno być już otwarte. Więc kończymy kawę i idziemy.
Pierwszy zjeżdża Sławek. Ubrany w suchara wskakuje do wody. Ja zaraz za nim, dojeżdżam i zatrzymuję nad lustrem. Mam ze sobą analizator gazów i stężenia tlenu. Wejście jest otwarte, ale jakieś 30 cm i żeby do korytarza wejść, trzeba by się zamoczyć. Ja nie chcę, jeszcze poczekamy. Wychodzę na górę. W tym czasie poopuszczamy do studni butle i sprzęt do oddychania, gdyby poziom tlenu znacząco spadł. Jest także pierwsza chętna osoba do zwiedzenia studni, Ania z redakcji magazynu Odkrywca. Chciała obejrzeć studnię ze zjazdu. Po opuszczeniu i zabezpieczeniu butli opuszczamy Anię. Jadę obok dla asekuracji i towarzystwa. Jest zachwycona. Debiut linowy i od razu do takiego historycznego miejsca. Do korytarza można już zajrzeć, ale nadal zalany. Turystka zostaje wciągnięta na powierzchnię, ja po konsultacji ze Sławkiem dalszego działania, również wracam.
Woda po kolejnej godzinie na tyle opadła, że do korytarza można już wejść. Zabieram wiertarkę, kotwy, plakietki i zjeżdżam zaporęczować wejście. Dwa odwierty, skała twarda jak diabli. Zakładam punkty i poręcz. Teraz bez stresu można ze zjazdu wejść do korytarza.
Przede mną ciemny tunel. Szeroki na około metr, wysoki na jakieś 1,5 metra, spąg w głąb korytarza delikatnie się wznosi. Przyznam, że nurkowie, którzy jako pierwsi wpływali do tego zalanego korytarza, mieli ciekawie. Ciemność ciągnie mnie jak świeżo odkryta jaskinia. Sławka proszę, żeby chwilę poczekał. Ja idę tam. Tunel wyłupany w litej skale. Spąg wznosi się delikatnie, dnem płynie strumyk, woda jest wyjątkowo czysta. Wpierw myśleliśmy, że to wraca do studni odpompowywana woda, ale nie. To pewnie on zasila studnię. Korytarz kontynułuje się kilkadziesiąt metrów, według narysowanego planu w stronę fosy. Dochodzę do końca. Jest zamurowany ukośną ceglaną ścianą. Ostatnie dziesięć metrów jest również obudowane ceglanym sklepieniem. Otwory odwiertów wskazują, że korytarz drążony był od strony studni na zewnątrz w stronę fosy. Był strzelany. Otwory nawiercane w skale napełniano materiałem wybuchowym i detonowano. Urobek wyciągano do studni i dalej na powierzchnię. W czasach, kiedy nie było elektryczności a światło dawały świece i oliwne ogarki, wiercenie w skale ręcznymi wiertłami, transport urobku, wypompowywanie napłyającej wody i dostarczanie na przodek świerzego powietrza musiało być mozolną harówą.
Powietrze w korytarzu jest wyjątkowo świerze. Zastanawia mnie, czy to dlatego, że opadająca woda naciągnęła powietrza z zewnątrz, bo żaden przewiew jest niewyczuwalny. Na końcu tunelu w górę prowadzi obmurowany cegłami kanał. Z niego napływa woda, która w postaci intensywnego deszczu opada na spąg. A z wodą może i świerze powietrze? Próbuję zajrzeć do kanału. Jest zasypany od góry zbutwiałymi kawałkami drewna. Woda zalewa mi twarz.
Wracam. Tunel ma podobno 70 metrów długości. Widzę odległe światło czołówki Sławka. Dojechał też Marcin, obwieszony kamerami i sprzętem pomiarowym. Będzie skanował korytarz i wykonywał pomiary do swojego modelu 3D. Teraz zdjęcia będą lepsze niż wykonywane pod wodą. Idę na powierzchnię. 3 osoby w studni mocno zagęszczają atmosferę. A na zewnątrz czekają kolejni chętni do zjechania i zwiedzenia studni i korytarza: reszta ekipy z czasopisma Odkrywca, opiekunowie Twierdzy - Grzegorz z kolegą no i Ewa z Wackiem, choć Wacek ma obawy, że sam nie wyjdzie. Uspokajam go, że wyciągarka linowa jest dostępna, więc wyciągniemy go, jak nurków i pozostałą, nielinową część zwiedzających. Wszyscy, którzy odwiedzili to miejsce są zachwyceni. W drugi dzień odwiedziła nas wrocławska telewizja i radio, nakręcili nasze manewry i ponagrywali wywiady.
W korytarzu znaleziono skarby, nie mogło się bez nich obejść. Są nimi rękojeści od skrzyń, kołki do zabijania otworów strzałowych, kości jakiegoś drapieżnika oraz dwa młotki, pozostałości po robotnikach drążących tunel, jeden znalazł kolega Grzegorza, drugi ja. Ponieważ końcowa część tunelu zbliża się do skraju fosy, robiliśmy próbę nawiązania łączności z powierzchnią. Do fosy opuścił się Michał i część ekipy i włączyli głośną muzykę. Wyszło pomyślnie. Punkt dwunasta mieliśmy w korytarzu dyskotekę. Michał również słyszał nasze rozmowy i okrzyki dobiegające z wnętrza góry.
Jest to kolejna, trzecia już akcja w Twierdzy, każda z nich jest dla nas ciekawym doświadczeniem i przeżyciem oraz spotkaniem towarzyskim z wartościowymi ludźmi, którzy łączą różne pasje: historię, nurkowanie, poszukiwania, alpinizm, fotografię, projekty 3D.
Materiał z akcji wyemitowany przez Program 3 Telewizji Wrocław:
https://wroclaw.tvp.pl/84589353/twierdza-srebrna-gora-w-jednej-ze-studni-odkryto-tajemniczy-korytarz
2025.01.12 Jaskinia Kasprowa Niżnia
Michał Bieroński- KKS,
Paweł Olszewski
W ubiegłą niedzielę wybraliśmy się do Jaskini Kasprowej Niżniej. Na wejściu przywitał nas bardzo niski stan wody, co napawało nas optymizmem co do dalszego przebiegu akcji. Niestety Gniazdo Złotej Kaczki okazało się być zalane, ale to nas nie zatrzymało. Po szybkiej reorganizacji pod Wielkim Progiem ruszyliśmy do Partii Gąbczastych. Szczęśliwie Korytarz Piętrowy okazał się możliwy do przejścia z oczami nad wodą :). Ruszyliśmy w stronę Syfonu Danka, gdzie dalszy przebieg akcji uratował Paweł wspinając komin. Wszyscy zgodnie uznajemy że brakuje w nim 1-2 dodatkowych punktów w dolnej części, przynajmniej dla wspinaczy naszego poziomu. Potem już szybko do celu, szybkie zdjęcie i powrót do otworu tą samą drogą. Na zewnątrz przywitał nas świeży puch, przez który zmęczeni ale bardzo zadowoleni ruszyliśmy na parking do Kuźnic.
Anna Sobańska - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Marek Sobański
Jerzy Pukowski
Kinga Kluczewska - Speleoklub Olkusz
Roman Czarnecki - Weteran
Jerzy Ganszer
Ponor był zalany do połowy, przeszliśmy go wpław. Akcja była dość humorystyczna. Do syfonu dotarło 5 osób.
Można wspomnieć, że kursanta Kinga zakończyła cykl wyjazdów tatrzańskich i niebawem stanie się pełnoprawnym taternikiem jaskiniowym. A potem Zięba. Zdjęcie Roman Czarnecki
2025.01.04 - Jaskinia Zimna
Wojciech Chroszcz
Piotr "Kudłaty" Gawlas
Mateusz Wielke
Maciej Jeziorski
W sobotni poranek pogoda nie sprzyjała naszym planom. Intensywnie padający śnieg oraz temperatura sięgająca -10°C stanowiły wyzwanie nie tylko podczas podejścia, ale przede wszystkim podczas dojazdu w Tatry. Po dotarciu pod wyjście z Jaskini Mroźnej spotkaliśmy zespół Speleoklubu Tatrzańskiego właśnie rozpoczynającego eksplorację. Postanowiliśmy poczekać około trzydziestu minut, aby zapewnić sobie odpowiedni dystans, a następnie weszliśmy do Jaskini Zimnej dolnym otworem.
Ku naszemu zdziwieniu Ponor był otwarty i całkowicie suchy. Sprawnie pokonaliśmy kolejne prożki, aż dotarliśmy do Czarnego Komina, gdzie spotkaliśmy wcześniej wspomnianą ekipę kierującą się do wyjścia. Po krótkiej wymianie pozdrowień ruszyliśmy w stronę Białego Korytarza, który doprowadził nas do Sali Biwakowej. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Sali Złomisk.
W okolicach Syfonu Krakowskiego minęliśmy kolejny zespół, w tym trzy osoby z naszego klubu. Po dotarciu pod studnię Kulczyńskiego, zdecydowaliśmy się na powrót tą samą drogą.
2024.12.29 - Jaskinia Czarna
Filip Pukmiel
Maciej Jeziorski
Pogoda podczas podejścia była idealna – bezchmurne niebo i komfortowa temperatura sprzyjały działaniom.
Trawers rozpoczęliśmy od głównego otworu, u stóp Czarnej Turni. Pokonanie kluczowych trudności wspinaczkowych, takich jak Komin Węgierski, Jeziorko Szmaragdowe, Próg Latających Want oraz pomniejsze progi, przebiegło sprawnie. Jedynie przy Studni Smoluchowskiego napotkaliśmy poważniejszy problem – lina zaklinowała się między skałami podczas próby jej ściągnięcia. Filip, próbując ją obciążyć, omal nie uległ poważniejszemu wypadkowi – szczęśliwie upadek zamortyzowała kość ogonowa.
Najbardziej wymagającym wyzwaniem okazał się Próg Latających Want, szczególnie podczas wyciągania przez niego worów i lin. Ze względu na ograniczony skład zespołu oraz ciasne zakręty w obejściu trudności, zadanie wymagało dużego wysiłku i koordynacji.
Na wyjściu z jaskini przywitało nas rozgwieżdżone niebo. Większą część powrotu zjeżdżaliśmy na workach, co dodało akcji nieco humorystycznego akcentu. Cały czas trwania działań w jaskini wyniósł 8,5 godziny, pobijając dotychczasowy rekord ubiegłorocznych kursantów.
Wacław Michalski
Dominika Kot
Anna Boczkowska
Łukasz Owczarek
Michał Merta
Piotr Wójcik
Arkadiusz Turek
Bartosz Brzezinka
Katarzyna Więckowska
Wojciech Chroszcz
Katarzyna Domaniecka
Drugi dzień kursowy i ostatnie wejście do jaskini w tym roku. Na kierownika wyprawy zostałam wytypowana ja - żółtodziób z nizin. Już samo podejście pod jaskinię było trudne i długie, a że to drugi dzień, to także bardzo męczące. Z parkingu ruszyliśmy o godz. 7.45, pod dziurą byliśmy o 10.24. Samo wejście do jaskini wymagało użycia lin. Szybkie przebranie się i wchodzimy.
Po przejściu przez Mylną Rurę, doszliśmy do pierwszego zjazdu, do Sali Matki Boskiej. Następnie podzieliliśmy się na dwie grupy, żeby akcja mogła przebiec szybciej i sprawniej. Tym razem drużyny były mieszane. Część z nas ruszyła do błotnego syfonu. Doszliśmy do pierwszego syfonu, w którym stała woda, ale dalej już nie przeciskaliśmy się. Wracaliśmy do rozwidlenia, gdzie rozdzielaliśmy się na grupy i czekaliśmy na pozostałych, którzy wychodzili z suchego dna.
Zjazd na suche dno był bardzo ciekawy, bo było kilka przepinek, dno było dosyć wąskie. Trzeba było bardzo uważać na spadające odłamki skał. Natomiast wyjście już szło dużo szybciej, gdyż chęć skorzystania z toalety była bardzo duża, zwłaszcza, gdy wychodzi się przy akompaniamencie odgłosów wody puszczanych z telefonu.
Tym razem nikt z nas nie był mokry, jednak ochraniacze na kolana bardzo się przydały.
Podsumowując: lin nie zabrakło, wszyscy wyszli w jednym kawałku. Tak więc żółtodziób dał sobie radę, w tej ostatniej dziurze w starym roku.
Wacław Michalski
Piotr Gawlas - Kudłaty
Mariusz Linke
Martyna Michalska
Łukasz Piechocki
Dominika Kot
Katarzyna Domaniecka
Anna Boczkowska
Łukasz Owczarzak
Michał Merta
Piotr Wójcik
Arkadiusz Turek
Kasprowa Niżna, pierwsza dziura na kursie, gdzie wody jest więcej niż w butli przy plecaku.
Nastroje w stadzie mieszane: wizja krótkiego podejścia wywołuje uśmiech na kursowych twarzach, ale to właśnie uśmiechy klubowiczów dają nam najwięcej do myślenia. Szczególnie gdy uśmiechom towarzyszą słowa „gąbki” i „syfon”, gwoździem do trumny okazał się Wacław wciągający neopren pod kombinezon.
Pod Wielkim Kominem dzielimy się na dwa zespoły: dziewczyny idą trenować dławienie się wodą przy lewarowaniu, męska część grupy bierze się za zapieraczkę. Ze swojej strony powiem tyle: gumiaki zaskakująco dobrze trzymają się skały a sporadyczne wyjechania z tunelu zdarzają się każdemu. Droga do Sali rycerskiej poszła zaskakująco dobrze: Gniazdo Złotej Kaczki tylko zamulone, jezioro w Długim Chodniku kompletnie suche. Na miejscu kawa i czekamy na dziewczyny.
No właśnie co z nimi? Dźwięki które docierały do nas z bocznych odejść sugerowały trudny przebieg akcji i raczej nędzne morale. Jak podejrzewaliśmy zgrabniejsza część stada do Sali Rycerskiej wparowała mokra ale (o zgrozo!) z pieśnią na ustach i w bojowym nastroju. Co zaszło? Nie wiem, ale co było w Gąbkach, zostaje w Gąbkach.
Dalej poszło szybko, droga do Syfonu Danka okazałą się komfortowa, a czekający na końcu skarb wart wysiłku. Skarbem okazał się depozyt ~20 kg ołowiu i płetwy używane przez nurków, które obiecaliśmy pomóc wydobyć z głębi.
Przed powrotem z Sali Rycerskiej zwiedziliśmy jeszcze Wiszące Jeziorko i czekające za nim słynne Zapałki. Przy wyjściu zamieniliśmy się trasami i zrozumieliśmy fenomen Gąbek.
Szanowne Panie, czapki (kaski) z głów.
I tak wróciliśmy do Bazy, mokrzy i wyczekujący jutra. Jutro kolej na Miętusią Wyżnią.
2024.12.21-22 Miętusia do Awenów ( do dna )
Filip Pukmiel
Maciej Jeziorski
Tymoteusz Siedloczek
Piotr "Kudłaty" Gawlas
Marwoj
Mar-Woj. W skrócie Jezioro Marynarki Wojennej, gdzie woda łączy spąg ze stropem. To niewielkie jeziorko w Jaskini Miętusiej, które czasami zamienia się w syfon i całkowicie zamyka dostęp do partii jaskini położonych za nim. Z tego miejsca snują się przeróżne opowieści ludzi, którzy się z nim mierzyli i mają różne wspomnienia, przygody, dobre i mniej dobre, budząc u nich różne uczucia podziwu, złości, niechęci, zimna, wilgoci. Ciekawi dalszych partii chcą go przebyć na różne sposoby: na pontonie, materacach, wpław. Niektórych zniechęca do pójścia dalej, kiedy nie chcą mieć kontaktu z jego zimną wodą. Ale od początku.
Zbliżał się kolejny koniec tygodnia. Podobno Tymek z Maćkiem wpadli na pomysł, żeby zrobić akcję do Miętusiej, za Mar-Woja. Tydzień wcześniej był tu Filip, ale zabrakło im liny i nie zjechali do Awenu. No to powtórka. O pomyśle dowiedziała się Gośka i powiedziała mnie. I tak zebrała się nam fajna ekipa na jaskinię. Miała nas jechać szóstka, ale Monice coś wypadło i jest piątka. Liny pobrane z magazynu, żeby tym razem do Awenu zjechać. Wyruszamy z Bielska nie za wcześnie, o szóstej, ale z małym poślizgiem. Na miejscu jesteśmy po dziewiątej. Od auta idziemy Małą Łąką, przez Przysłop Miętusi, do Doliny Miętusiej. W Tatrach leży trochę śniegu. Mijamy Wantule i za kawałek mamy otwór. Tu leży kilka worów. Ktoś jest w środku.
Przebieramy się w kombinezony, wskakujemy w uprzęże i idziemy do dziury. Dosłownie. Otwór wejściowy to niewielkich rozmiarów po prostu dziura w podstawie skały, którą jak jest śnieg, wjeżdża się do środka jak ślizgawką. Początkowe partie, Rura, taka ciasnawa, czołgana. Takie cioranie na rozgrzewkę. Rura wypada w salce, nazwanej tak, bo wisi tu niewielka ikona, Salą Matki Boskiej. Tu z rury wpinka w zjazd. Ulżyło, bo Rura jest dosyć trudnym obiektem do pokonania. Dalej dość przyjemne Kaskady, kilka krótkich zjazdów, do tego urokliwie wymyte przez wodę w czarnym wapieniu prożki i misy. Dalej Błotne Zamki, po których nazwa tylko została i jesteśmy pod Progiem Męczenników. Na progu wisi lina, nie trzeba wspinać, jest więc łatwo. Nad progiem, Pod Korkociągiem, spotykamy naszego kolegę Sławka z Zakopanego z kursantami. Miło było porozmawiać. Dowiadujemy się, że Mar-Woj jest zalany i oni wracają. Jeszcze jeden prożek w górę i zjeżdżamy do Marwoja. Faktycznie, pod stropem jakieś 25cm. prześwitu. Będzie mokro. Idę na gorąco, puki rozgrzanie minie i zabierze ze sobą chęci do zmoczenia się w całości. Trudno, ciuchy będą mokre, ale szok termiczny na początku mniejszy. Wody było tak dużo, że trzeba było zanurkować. Salka i drugi nurek. I już kamienista plaża za syfonem. Jeszcze będzie trzeba tędy wrócić, ale to później się będziemy martwić. Reszta ekipy popakowała ciuchy do wodoszczelnych worków i w kąpielówkach forsowała wodę, dzikie wrzaski, przekleństwa niosły się po korytarzu. Przebieranka w suchsze ciuchy i idziemy dalej. Jest nieźle. Sforsowanie tego jeziorka to milowy krok naprzód. Ale jest jeszcze Zielony But i tu rozkmina. Tydzień temu był drożny, ale czy i on nie jest zalany, że ktoś ponownie będzie musiał się poświęcić i zmoczyć.
Przed nami partie za MarWojem, obszerny korytarz "Marszałkowska" i ogromna łacha piachu na jego końcu, Piaskownica. Jeszcze kawałek i dochodzimy do Zielonego Buta. Wody jest dużo, ale jest prześwit. Tymek na ochotnika przeciska się nad lustrem, żeby spróbować osuszyć jeziorko na drugą stronę. Niestety gruby gumowy wąż, który leży tam od lat a którym miał to zrobić, jest uszkodzony. I tak jestem cały mokry, przechodzę do Tymka. Nad Szmaragdowym Jeziorkiem poniżej, leży kawał węża ogrodowego. Zaciągłem go do Buta. Udało się go zassać i woda powoli odpływa z Buta w stronę Szmaragdu. Mamy jakieś 40 minut, nim sytuacja się na tyle zmieni, żeby reszta przeszła. Nad Szmaragdem jest wygodny biwak. Robimy więc mały popasik, kawa, herbatka, jakiś baton i czekolada wchodzą jak głodnemu psu kiełbasa. Woda w Bucie opadła, bo przyszła do nas reszta ekipy. Dopijamy, dojadamy, biwak zostaje na powrót a my idziemy dalej. Jest już dosyć późno i ciśnie nas godzina alarmowa, którą Maciek ustawił na 12 w nocy. Mówiłem, żeby przestawił na 6 rano, bo będziemy musieli biegać, ale została po staremu. W drodze powrotnej Maciek z Filipem pognali więc jak najszybciej, żeby wyjść z jaskini przed północą i żeby nie było draki. Ale idziemy dalej. Zawał Częstochowski, którego kompletnie nie pamiętam z poprzednich akcji, prowadzi do obszernych partii, gdzie korytarze wyglądają, jakby ktoś chciał kolejkę poprowadzić pod Tatrami i wyrąbał w tym celu tunel wysoki i szeroki na 3 metry. Jest też trochę nacieków. Korytarze co chwilę zmieniają kierunek. Ostro w lewo, za chwilę ostro w prawo. Docieramy do Dupcyngera, niewielkiego prożku, za którym korytarz zmienia się w kosmiczny. Wygasłe Wulkany. Partie, gdzie woda musiała płynąć kiedyś silnym strumieniem, który wytworzył marmity. Dosłownie wywiercone w skale spągu misy i studnie. Silny prąd wirował w nich niesionymi ze sobą kamieniami, te ścierały skałę w miejscach, w których wirowały, drążąc niekiedy pokaźnych rozmiarów misy i zagłębienia. Większość z nich jest teraz pusta i wygląda, jak wygasłe kratery. Ale niektóre są ciągle zalane wodą, zwłaszcza jeden o średnicy około 1,5m i głęboki na kilka metrów. Szmaragdowa woda wygląda przepięknie podświetlona mocnym światłem led. Mijamy wulkany i kolejny obszerny korytarz doprowadza nas do salki nad Awenami. Ostatnio Filip nie zabrał liny i tutaj zakończyli wyprawę. Dziś mamy dwa odcinki, 40 i 35 metrów. Maciek z Filipem poręczują. Zjeżdżamy do Awenu. Poniżej jeszcze kawałek błotnistego korytarza. Z Tymkiem włazimy do wąskiej rury, która doprowadza do wypełnionej błotnistą mazią komory, najniższego punktu tych partii. Teraz Gośka, która została wyżej w korytarzu musi nas ratować, bo rura w dół to banał, ale błoto skutecznie uniemożliwia wyjście. Dwie spięte stopki od płanietek doczepione do lonży. Gosia robi za mięśniaka. Wbiła pięty w błoto, zaparła się w korytarzu i wyciąga dwie ofiary ciekawości. Maciek z Filipem pobiegli już z powrotem do wyjścia, naprawiać swoją nadgorliwość i to, że nie posłuchali, żeby godzinę alarmową jednak przesunąć. Nasza trójka powoli też się wycofuje. Tymek reporęczuje Awen, pakujemy liny do worków. Ubłoceni, ale zadowoleni z osiągniętego miejsca wspinamy się na prożek. Wracamy Wielkim korytarzem pohukując co chwila. Echo niesie się tutaj po przestrzeniach pobudzając wyobraźnię. Chętnie przytargał bym tu zestaw Hi-Endowy i urządził sobie kameralny odsłuch ulubionych kawałków. Albo urządził koncert. Tak rozmawiając na powrót mijamy Wygasłe Wulkany, zjeżdżamy Dupcyngera. Trochę pogmatwane korytarze tych partii jaskini sprawiły nam zamieszanie. Zwiedziliśmy więcej, niż było w planie. Nadprogramowe zwiedzanie spowodowało jakieś 40 min. opóźnienia, ale Tymek ogarnął sytuację. Dotarliśmy do Częstochowskiego Zawału i dalej wielkimi korytarzami do biwaczku. Tu kawa, herbatka, żeby się ogrzać przed nadchodzącą kolejną kąpielą. Do kawki czekoladka, batoniksy. Jesteśmy spokojni. Filip i Maciek są już blisko powierzchni. Jest około 22:00. Od biwaczku jeszcze jakieś 3 godziny do wyjścia. Tym razem MarWoja pokonuję w kąpielówkach. Ciuchy przeschły a zostały nam dodatkowe suche worki po chłopakach. Pakujemy najwrażliwsze rzeczy do worków. Idę. Teraz bardziej drastyczny kontakt z lodową kąpielą, bez warstwy polarka, który wcześniej tłumił trochę szok termiczny. Szybki oddech, żeby napędzić pompkę, zanurzenie w wodę z rykiem "do piekłaaaa", jak wiking, który nakręca się przed walką. Wody w jeziorku przybrało. Szczelina nad lustrem zmalała z 30 do 5cm. Jeden nur, salka, drugi nur. Wór, który wlokłem za sobą sklinował się. Miał pływalność dodatnią i miałem go pchać przed sobą. Przeszarpany pod brzuchem do przodu wyskoczył nad taflę po drugiej stronie. Ja za nim. Uff, jestem po wrażeniach morsowania. Zaleta tej kąpieli jest taka, że po wyjściu zrobiło się okropnie gorąco. Organizm zareagował na utratę ciepła jego nadprodukcją. Za kilka minut rycząc jak opętani pojawiają się Tymek i Gosia. Tutaj jestem na prawdę pod wrażeniem naszej młodzieży klubowej, która ledwo co skończyła kurs i zdobyła uprawnienia, a już dzielnie chodzi na takie ciężkie akcje. Wreszcie będzie z kim chodzić na mocniejsze akcje. Dalsza droga powrotna przebiega już spokojnie i sprawnie. Zjazdy Korkociągiem i Progiem, wyjście Kaskadami, już syfon i salka Matki Boskiej. Rura ostatnimi dniami została zmodyfikowana przez naszych dzielnych TOPR-owców i jest łatwiejsza do pokonania, wąskie miejsca już nie są tak wąskie, więc mija nam równie szybko i sprawnie. Już czuję mroźny powiew z zewnątrz. Jeszcze 30 metrów i już powierzchnia. Mróz jak diabli mokre ciuchy ścina na beton. Dobrze że zostały kanapki. Teraz ze smakiem zasilą nasze zgłodniałe brzuchy.
Jak się okazało, Maciek z Filipem wyszli ponad 3 godziny temu. Odwołali alarm. Wrócili do auta a że nie umieli go otworzyć, poszli na stację benzynową i teraz czekają na nas. Akcja bardzo udana. Jak już wspominałem, młodzież bardzo dzielnie działa w jaskiniach, jest sprawna i świetnie wyszkolona, panuje dobra atmosfera i dopisuje świetny humor. Z nami warto iść na akcję.
2024.12.14 - Jaskinia Kasprowa Niżnia
Monika Wróbel
Filip Pukmiel
Łukasz Kosiński
Maciej Jeziorski
Małgorzata Błaszczyk
Powrót do znanej jaskini miał być spokojny. Plan? Zwiedzić partie sylwestrowe, do których kursanci nie chodzą. Rzeczywistość jednak okazała się znacznie bardziej mokra, niż się spodziewaliśmy. Gniazdo Kaczki suche, Długi Chodnik suchy, ale nasze termo i bielizna – absolutnie nie.
Wszystko zaczęło się od małego syfonu nad Szczeliną, wypełnionego wodą. Moja pierwsza reakcja? „Zalane. Nie da się przejść.” Maciej jednak miał inne zdanie – postanowił zbadać sprawę i rzucił: „Oczywiście, że się da, tylko nie na sucho.” No i poszliśmy!
Największy hit? Łukasz próbujący zmieścić się w syfonie, a w tle dialog:
„Łukasz: Czekaj, jestem blisko.
Maciej: Blisko czego?
Łukasz: Ataku paniki”.
Potem przyszedł czas na zjazd, odkopanie drugiego syfonu i wreszcie dotarcie do upragnionych lin prowadzących do partii sylwestrowych.
Droga powrotna to z kolei walka na zapałkach i niezapomniana rada od Filipa: „Masz blokadę? To wejdź do wody!” Na zakończenie wskoczyliśmy do term Chochołowskich, żeby ogrzać nasze mokre ciała. Wnioski? Woda nie wybacza, a śmiech jest najlepszym ratunkiem na każdą trudność.
2024.12.18 Jaskinia Kasprowa Niżnia
Kinga Kluczewska - Speleoklub Olkusz
Jerzy Ganszer
Dotarliśmy do Syfonu Danka i przeszliśmy Zapałki. Czas akcji pod ziemią - 5 godzin. W jeziorku za Salą Rycerska pływa nasza kaczka, w Gnieździe Złotej Kaczki jest "mała kaczka z rogiem". Akcja sprawna a potem żurek! Na zdjęciu otwór jaskini.
2025.01.19 Brenna narciarsko
Małgorzata Imielska - Osoba Towarzysząca
Piotr Pydych - Osoba Towarzysząca
Wybraliśmy się na narty zjazdowe na nowo otwarty stok zlokalizowany w Brennej, bardzo polecamy , stok przyjemny, dobrze przygotowany.
Zofia Gutek - SNW SBB
Marek Sobański
Jerzy Ganszer - SNW SBB
Na anons ze strony Prymuli zgłosiły się trzy osoby. W planie było sprawdzenie miejsca na przyszłoroczny 32 biwak zimowy. Pokonano trasę zaznaczoną na planie. Ciekawostką akcji było to, że nikt na tej górze jeszcze nie był. Należy zaznaczyć, że Zosia szła z jednym kijkiem, bo drugą rękę miała w gipsie. Nasz wielki narciarz Marek, który niedawno zjechał z Rysów miał okazję popisać się ekstremalnym zjazdem i wykonał kilkumetrowy skok na skarpie, która napotkaliśmy po drodze. Można dodać, że Zofia jest prezesem Sekcji Narciarstwa Wysokogórskiego i ona w latach ubiegłych też kilka razy zjeżdżała z Rysów. Suma podejść 788 m. Przy okazji - gdyby się ktoś chciał zapisać do SNW SBB to może zgłosić się do autora sprawozdania - uwaga - tam mogą należec członkowie Klubu.
Jerzy Ganszer
Tym razem udało się nam dojść do Słońca! Zdjęcie wykonano na Małym Skrzycznym. Było widać Sudety i dość wyraźnie w morzu chmur Łysą Górę - za dwa dni będzie tam akcja klubowa na sąsiedni szczyt Travny - będziemy sprawdzać miejsce na przyszłoroczny biwak zimowy.
Trasa jak w tytule sprawozdania. Akcja rekreacyjno - rozruchowa. Mżawka.
Na zdjęciu emaliowany, już prawie zabytkowy znak trasy narciarskiej.
2025.01.15 Akcja narciarska w Masyw Rysianki
Miałem sprawdzić nowe miejsce na biwak zimowy na Bacmańskiej Górze. Nie doszedłem z powodu uszkodzonej nawigacji i nadmiaru śniegu! Akcja zostanie niebawem powtórzona. Dotarłem jedynie do Schroniska na Rysiance - zjazd do Złatnej. Na mapce jest zaznaczone miejsce w którym rośnie bardzo wysokie drzewo - osoby zainteresowane mogą to sprawdzić /minimum 40 m/. Suma przewyższeń - 567 m.
2025.01.14 Czarny |Groń - narciarsko
Jerzy Ganszer
Na nartach szliśmy od auta. Na górze jest restauracja, w przerwie na ratrakowanie między 15 a 17 jest pusto i przytulnie. Po 17,00 zjechaliśmy na pieknie przygotowanej trasie!
2025.01.12 Szyndzielnia skiturowo
2025.01.13 Magurka skiturowo
Bejke
Piotr Pydych - Osoba Towarzsząca
Łukasz Piechocki
Paweł Kasperkiewicz
Elżbieta Imielska
Pogoda idealna na szybką akcję narciarską na Magurkę. Łukasz, Piotr i ja ruszyliśmy pierwsi, Beata z Pawłem dołączyli do nas w schronisku. Piękny zjazd, warunki idealne. Towarzyszyła nam też Bejke .
Nasz klub był reprezentowany przez 11 osób.
W sumie zarejestrowano 58 uczestników.
Ponadto były reprezentowane kluby:
- Sekcja Grotołazów Wrocław
- Speleoklub Wrocław
- Speleoklub Brzeszcze
- Speleoklub Olkusz
- GOPR
- Harcerski Klub Taternicki Katowice
- Klub Wysokogórski Katowice
- Speleoklub Dąbrowa Górnicza
- Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
- Weterani taternictwa jaskiniowego
- Rudzki Klub Grotołazów "Nocek"
Jerzy Ganszer
To jest cmentarz z I wojny światowej - bardzo ciekawy. Warto zapoznać się z opisem.
2024.12.05 Spotkanie Świąteczne w klubie
Jerzy Pukowski
Wanda Ganszer - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Barbara Madalińska - Osoba Towarzysząca
Zdzisław Grebl
Maja Jędrzejewska
Jerzy Ganszer
To już pewna tradycja w Naszym Klubie. Należy wspomnieć, że pomysłodawcą tych spotkań to Zdzisław. Najważniejszy punkt spotkania to wymiana prezentów. Pisaliśmy również "życiowe porady".
2024.10.11 Obchody 55-lecia
Historia klubu związana jest nierozłącznie z Podbeskidziem. Przez te lata członkowie klubu zapisali się na stałe na kartach speleologii w Polsce i zagranicą.
W obchodach wzięło udział ponad 100 osób, a dzięki współpracy ze Schroniskiem na Szyndzieli mieliśmy okazję do wspólnego świętowania, rozmów i degustacji przygotowanych na ten czas specjałów.
Dzięki gościom z KTJ Bobry Żagań mieliśmy okazję posłuchać wspomnień związanych z początkami klubu. Składamy serdeczne podziękowania Witowi za podzielenie się z nami wspomnieniami, które były cennym źródłem informacji dla nas.
Obchody 55-lecia tradycyjnie rozpoczęła przemowa Prezesa - ten zaszczyt przypadł w roku 2024 obecnemu prezesowi Wojciechowi Jasiakowi.
Jubileusz został połączony z zakończeniem sezonu jaskiniowego, na którym odbył się chrzest kursantów, którzy w roku 2024 zdali z sukcesem egzamin na Taternika Jaskiniowego. Gratulujemy absolwentom kursu KTJ edycja 2023/2024 i życzymy eksploracyjnych sukcesów.
Przez te 55 lat klub tworzyli pasjonaci, niektórych nie ma już wśród nas, niektórzy poszli własną drogą, wspominając z sentymentem życie klubowe, niektórzy nadal tworzą historie klubową, niektórzy stawiają pierwsze kroki, to co łączy nas wszystkich to wspomnienia i wspólne historie, które przeradzają się w legendy.
Dziękujemy obecnym, byłym członkom klubu, przybyłym gościom oraz sympatykom za wspólny czas i świętowanie tej okrągłej rocznicy oraz zapraszamy za 5 lat na huczne obchody 60lecia
Jerzy Pukowski
Jerzy Ganszer
Bardzo ciekawy wykład w Muzeum Cieszyńskim. To była akcja w ramach wyjazdów Sekcji Archeologicznej przy Speleoklubie Bielsko-Biała.
Błażej Nikiel
Wanda Ganszer - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Beata Michalska-Kasperkiewicz
Barbara Madalińska - Osoba Towarzysząca
Agnieszka Krawczyk
Elżbieta Imielska
Piotr Pydych - Osoba Towarzysząca
Małgorzata Bugalska-Ganszer
Michał Ganszer
Zdzisław Grebl
Jerzy Pukowski
Katarzyna Wiąckiewicz - Były Członek Klubu
Paweł Kasperkiewicz - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Jerzy Ganszer
Było dużo zdjęć. Dziękujemy gospodarzom za przyjęcie! To zdjęcie zostało zrobione z aparatu Błażeja - chwała Mu!
Wanda Ganszer - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Adam Marcinków
Jerzy Ganszer
Nie samymi jaskiniami człowiek żyje. Tym razem byliśmy na symfonicznym koncercie z okazji święta.
Jakub Krajewski
Jerzy Pukowski
Powyższe osoby brały udział w obchodach 100-lecia Oddziału PTT w Bielsku-Białej: W. Jasiak został zaproszony jako prezes Speleoklubu Bielsko-Biała, J. Krajewski był prowadzącym część oficjalną, J. Pukowski został zaproszony jako pierwszy prezes Oddziału po reaktywacji w latach dziewięćdziasiątych XX w. Jak zwykle były mowy zaproszonych gości z prezydentem miasta Bielsko-Biała na czele. Również piszący te słowa wygłosił kilka słów do zebranych. Na fotografii obok Kuby obecny Prezes Oddziału PTT w Bielsku-Białej.
Jerzy Pukowski
Jerzy Ganszer
Spotkanie odbyło się w Grodźcu Śląskim po wizycie na basenie w Brennej. Zdjęcie wykonała Weteran Beata Burdynowska. Poczet prezesów jest w tym miejscu "kliknij"
2024.10.13. Podziękowania Wacława
Członkowie innych zaprzyjaźnionych klubów w tym Bobry Żagań
Osoby noszące zaszczytne tytuły:
Byłego członka klubu
Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Osoby Towarzyszące
znajomi i przyjaciele
oraz solenizant Wacław Michalski
Przychodzi taki moment, że trzeba prawdzie spojrzeć w oczy i ma się trochę lat więcej. Czasem są to rocznice aż nazbyt okrągłe. Od dwóch tygodni obchodzę właśnie takie wydarzenie, jak już pisałem, biorę to na klatę, działamy dalej, czuję się świetnie i ...przygoda trwa. W tym szczególnym, ostatnim czasie obdarowano mnie wieloma życzeniami, ciepłymi słowami, gratulacjami, dostałem liczne i różne prezenty: sentymentalne, praktyczne, smakowe, niektóre z procentami a nawet tort a także voucher jako wsparcie na kolejną na wyprawę, co aż mnie zakłopotało. Wszystkie piękne i miłe. Najlepsza jest jednak Wasza, szanowne koleżanki i koledzy pamięć oraz nieskrywana sympatia, z którą się spotkałem. Chcę serdecznie podziękować, czuję się zaszczycony i wzruszony. Członkostwo w klubie SBB oraz wszystkie znajomości i przyjaźnie z tylu lat wspólnego działania, to jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu, które bardzo sobie cenię. Dzięki WM
2024.10.03 Pałac Czeczów w Kozach
Jerzy Ganszer
Wysłuchano wykładu o Niemieckiej linii umocnień 2b z okresu wojny. Opowiadali Dominik i Marcin Kasprzak. Należy wspomnieć, że ślady tych umocnień dalej są widoczne w Kozach.
2024.10.01 Spotkanie po latach
Mirosława Sablik z domu Ziętek - Były Członek Klubu
Zdzisław Grebl
Jerzy Ganszer
Mirosława od wielu lat żegluje po oceanach. Pozdrawia wszystkich w Klubie! Informacja o spotkaniu była na Stronie - P.