2024.03.02 Jaskinia Śnieżna – Małe Błotko, Nadkotliny

Plan Jaskini Wielka Śnieżna z adnotacjami Plan Jaskini Wielka Śnieżna z adnotacjami Kiu

Kamil Polański

Tym razem postanowiłem   samemu zawitać do Wielkiej Szanowanej jaskini. W tym samym czasie działał zespół (Krisowo-Sylwusiowo – Andrzejowy),który wędrował aż do Ekstazy.

Podejście lajtowe, nieco śliskie w lasku,  przez świstówki  w miarę  bez  brodzenia w zaczynającym rozmakać śniegu, przechód bez raków i czekana choć zalecam chociaż czekan.
Do przebieralni nie było problemu się dostać, ja przyszedłem na gotowe, choć przed wejściem jeszcze pomogłem  nieco przegłębić  tunel wejściowy, bo jak to tak się schylać już na wejściu, nie będąc przebranym.  W przebieralni sufit spełza i dla średniego wzrostu ludzi (172cm ?) już jest miejscami za mało, dlatego trzeba było to znowu pogłębić/ ściąć.Szybkie przebieranie, pierwsza porcja zestawu obiadowego wchłonięta i ok. 10:40 jestem w dziurze i  podążam w kierunku pierwszej ekipy. Mijam się z nimi na I Płytowcu, nawet zapominając że tam jest lina, a potem już cały czas z górki bez przestojów. Celem był deporęcz Obejścia Gliwickiego, ale że miałem całkiem dobry czas i szkoda ta wychodzić o … 13tej godzinie z dziury, to postanowiłem  zrobić niespodziankę  ekipie 1 i  zanim oni mnie doszli w wodociągu pobiegłem  do partii Krokodyla. W 22 min. pokonałem odcinek Suchy Biwak – Rozejście do partii Krokodyla – czas bardzo szybki, ale myślę że spokojnie można urwać z niego 5min. Po 1 godz. 50min. (od otworu) jestem w Małym Błotku, zacisk pokonany za drugim razem (głową nie poszło), za MB musiałem zostawić swój ślad w postaci  zmętnienia wody, aby  Ci za mną wiedzieli że nie kłamałem i zacząłem wracać do planu  czyli do Nadkotlin. Z ekipą minąłem się  w początkowych partiach  Krokodyla, siłowali się z czasem. W te pędy pobiegłem  do Nadkotlin, mocząc  się  drugi raz w partiach poniżej Suchego Biwaku (dużo wody, bo to niestety roztopy nastały). Deporęcz Obejścia Gliwickiego zajął mi aż 1,5 godziny, bo nie obeszło się bez przygód. Chyba pierwszy raz od niepamiętnych czasów (staż co prawda niewielki) zadrżała mi noga stojąc na półce nad dnem Setki i manewrując  linami przygotowywanymi do  „złodzieja”, bo jakoś tak nie zdecydowałem się wpinać lonża (bo po co, pierdoło - samokrytyka). Gdy już wpakowałem 179m liny w wór, doszedłem do wniosku że ni chu chu ale  na zachód słońca to ja nie zajdę. No i tak ok. 18:30 pojawiłem się na zewnątrz, gdzie  nieco prószyło i wiało (żadna nowość).

Z ważnych informacji przekazuję, że na Przechodzi, w jego górnej partii, widoczna jest  spora szczelina i trza uważać aby tam nie spaść (1m lotu jak nic), za to od tej szczeliny polecam zjazd na dupie, przodem, z rozpostartymi nogami jak do  porodu. Frajda dla jakiej mógłbym to robić bezustannie.