Sylwia Dendys - Speleoklub Tatrzański
Paweł Chrobak – Speleoklub Tatrzański
Paweł Olszewski
Kamil Polański
Dziś króciutko.
Akcja do partii wrocławskich. Skład okrojony -pora oczyszczania dla niektórych.
Z racji, że wyjście zaplanowano na godzinę 6:00 (pospać nie dadzą ?), część z nas dojechała w podnóże Tatr już w piątek wieczorem. Na bazie noclegowej ekipa SBB w ciszy kontemplowała przed wyjściem do j. Pod Wantą. Sobotni ranek, tuż przed wyjściem, w oddali nieboskłon promieniował ciepłą aurą, ale już nieco po naszym wyjściu z parkingu, aura zmieniła się na lekko mżawiącą. Dzień był pełen zapomnień. A to lonża gdzieś uciekła, a to 2 (dwa!) zestawy obiadowe w aucie zostały (po nie to akurat ja sam musiałem się wrócić, bo jak to bez paszy na akcję iść). Warunki pod stopą na podejściu – w miarę wygodne, nie było kopnie, lekko zmarznięty śnieg, przechód bez czekana, raków, w górnej partii Przechodu spora szczelina (zdjęcie to obrazuje). Igloo szybko odkopane, ale z 20 min. trzeba było poświęcić aby podnieść strop gdyż przy 150cm w świetle to nawet krasnal miałby problem czapkę założyć. Wejście do jaskini na raty: pierwsi weszli przed 10-tą, ostatni po 10tej. W jaskini mniej wody niż 2 tygodnie temu gdy roztopy dawały się we znaki. Partie Wrocławskie również dość suche, woda już się polewała tylko z góry, a bywa tak że nawet i z dołu potrafiła tryskać. Dotarliśmy nieco za salę z sercem, aż pod Dwoisty Komin, przechodząc przez kilka zacisków, zacisków dość poważnych, bo głównie o nachyleniu dół-góra. W trakcie powrotu, na Białych Kaskadach (początek partii Wrocławskich) minęliśmy sporą liczbę grotołazów (7), których zamiarem było dotarcie do Sali z Sercem i aby wskazać niektórym gdzie znajduje się meander połączeniowy z dalszymi partiami (owe zaciski gdzie myśmy zakończyli).
Ostatnia osoba jaskinię opuściła nieco po 18tej.
Z ciekawych doznań/ elementów akcji:
- Sala z Sercem nazwana dlatego, że znajduje się tam sporej wielkości wanta (ok. 1x1x0.8m), na którą można wejść i wprawić ją w ruch - jej stukot przypomina bicie serca.
- Wielką Studnię częściowo pokonywałem po ciemku, oczywiście nie przepinki – polecam spróbować.
- Zjazd z Przechodu na dupie – frajda jaką musiałem powtórzyć. Jedni zjechali w sposób kontrolowany, inni na okrętkę, raz na dupie, raz na głowie, raz na plecach, bokiem, brzuchu. Myślę, że Paweł sam podzieli się wrażeniami ze zjazdu ?.
- W trakcie powrotu, podczas mojego drugiego dupozjazdu z Przechodu, napatoczył się „jakiś” narciarz. Okazało się, że to Kudłaty szukał wrażeń i zjeżdżając aż z j. Pod Wantą postanowił sprawdzić Przechód, lub to czy żyjemy (?). Spytałem się czy użyczy mi jednej ze swoich nart, ale odmówił. Obawiał się, że nie będzie ona już tak kształtna gdy zjadę przy jej użyciu na „krechę”. Jego zjazd odbył się w sposób nieco szybszy od mojego, szablonowo, bez zawahań, upadku. Ciekawe czy po tym błocie przez lasek i polanę też śmigał na deszczułkach ?.