Jaskinie i wyprawy

Jaskinie i wyprawy (1419)



Ewa Rutkowska
Wacław Kosmowski
Piotr "Kudłaty" Gawlas
płetwonurkowie:
Sławek, Marcin, Michał
Grzegorz - opiekun Twierdzy
Ekipa z czasopisma Odkrywca
kilka osób towarzyszących

Poranek w Srebrnej Górze choć słoneczny, ale mroźny. Do Twierdzy trudno dojechać. Stroma droga prowadząca serpentynami pod bramę i na dziedzinieć jest oblodzona. Doładowany bus z trudem wspiął się na wierzchołek. Dziś celem jest studnia browaru i namierzony przez nurków podczas poprzednich nurkowań korytarz, który odchodzi w stronę fosy.
Na dziedzińcu wiatr przewiewa mgły i tworzy na wszystkim szadź, jest biało i mroźno. W komorze jest cieplej i zacisznie. Pompa głębinowa zatopiona w studni pracuje od doby. Jej 4 metry sześcienne wydajności na minutę trzeba wypchać 40 metrów w górę. Ma co robić. Poziom wody powoli opada.
Dojazd nad studnię zasypany śniegiem. Niby odśnieżone, ale bus zakopał się po osie. Z pomocą obsługi i kilku turystów udaje się go odkopać i wypchać. Zaparkowałem nad wlotem wentylacyjnym do komory, gdzie znajduje się studnia. Odsuwamy klapę zakrywającą otwór. Z pokaźnych rozmiarów metalowego profilu który przywieźliśmy i z samochodu motamy punkty stanowiskowe. Grzegorz daje swoje liny. Jedenaście i pół. Na stan grubasy w sam raz. Schodzimy do komory.

Około metra na godzinę. Mniej więcej w takim tępie obniża się poziom wody. Jeszcze jakieś dwie godziny i korytarz powinien się odsłonić. Czekamy. Po założeniu i ustabilizowaniu układów linowych do zjazdu, wychodzenia i transportu linowego oraz oporęczowaniu, schodzimy do studni, żeby zdemontować kratę, która kiedyś wpadła i zaklinowała się w połowie, zagradzając bezpieczne wejście. Kratę zabezpieczyliśmy linami, kątówkami pocięli na 4 kawałki i wyciągnęli na zewnątrz. Teraz chwila wytchnienia, idziemy na kawę. W Donjon w twierdzy od niedawna działa hotel i restauracja. Kawa zrobiona przez Grzesia smakuje świetnie. W między czasie rozmawiamy o twierdzy i planach jej odrestaurowania, nurkowie opowiadają o nurkowaniach na wrakach, Wacek opowiada o swoim spływie i przygodach syberyjskich.
Wysłane na zwiady dwie osoby przynoszą wiadomość, że woda opada znacznie wolniej, niż poprzednio. No fakt, przecież jest jeszcze korytarz i z niego woda też musi wypłynąć. Ale dobra wiadomość jest taka, że poziom wody to około -40 metrów od poziomu gruntu i wejście do korytarza powinno być już otwarte. Więc kończymy kawę i idziemy.
Pierwszy zjeżdża Sławek. Ubrany w suchara wskakuje do wody. Ja zaraz za nim, dojeżdżam i zatrzymuję nad lustrem. Mam ze sobą analizator gazów i stężenia tlenu. Wejście jest otwarte, ale jakieś 30 cm i żeby do korytarza wejść, trzeba by się zamoczyć. Ja nie chcę, jeszcze poczekamy. Wychodzę na górę. W tym czasie poopuszczamy do studni butle i sprzęt do oddychania, gdyby poziom tlenu znacząco spadł. Jest także pierwsza chętna osoba do zwiedzenia studni, Ania z redakcji magazynu Odkrywca. Chciała obejrzeć studnię ze zjazdu. Po opuszczeniu i zabezpieczeniu butli opuszczamy Anię. Jadę obok dla asekuracji i towarzystwa. Jest zachwycona. Debiut linowy i od razu do takiego historycznego miejsca. Do korytarza można już zajrzeć, ale nadal zalany. Turystka zostaje wciągnięta na powierzchnię, ja po konsultacji ze Sławkiem dalszego działania, również wracam.
Woda po kolejnej godzinie na tyle opadła, że do korytarza można już wejść. Zabieram wiertarkę, kotwy, plakietki i zjeżdżam zaporęczować wejście. Dwa odwierty, skała twarda jak diabli. Zakładam punkty i poręcz. Teraz bez stresu można ze zjazdu wejść do korytarza.

Przede mną ciemny tunel. Szeroki na około metr, wysoki na jakieś 1,5 metra, spąg w głąb korytarza delikatnie się wznosi. Przyznam, że nurkowie, którzy jako pierwsi wpływali do tego zalanego korytarza, mieli ciekawie. Ciemność ciągnie mnie jak świeżo odkryta jaskinia. Sławka proszę, żeby chwilę poczekał. Ja idę tam. Tunel wyłupany w litej skale. Spąg wznosi się delikatnie, dnem płynie strumyk, woda jest wyjątkowo czysta. Wpierw myśleliśmy, że to wraca do studni odpompowywana woda, ale nie. To pewnie on zasila studnię. Korytarz kontynułuje się kilkadziesiąt metrów, według narysowanego planu w stronę fosy. Dochodzę do końca. Jest zamurowany ukośną ceglaną ścianą. Ostatnie dziesięć metrów jest również obudowane ceglanym sklepieniem. Otwory odwiertów wskazują, że korytarz drążony był od strony studni na zewnątrz w stronę fosy. Był strzelany. Otwory nawiercane w skale napełniano materiałem wybuchowym i detonowano. Urobek wyciągano do studni i dalej na powierzchnię. W czasach, kiedy nie było elektryczności a światło dawały świece i oliwne ogarki, wiercenie w skale ręcznymi wiertłami, transport urobku, wypompowywanie napłyającej wody i dostarczanie na przodek świerzego powietrza musiało być mozolną harówą.
Powietrze w korytarzu jest wyjątkowo świerze. Zastanawia mnie, czy to dlatego, że opadająca woda naciągnęła powietrza z zewnątrz, bo żaden przewiew jest niewyczuwalny. Na końcu tunelu w górę prowadzi obmurowany cegłami kanał. Z niego napływa woda, która w postaci intensywnego deszczu opada na spąg. A z wodą może i świerze powietrze? Próbuję zajrzeć do kanału. Jest zasypany od góry zbutwiałymi kawałkami drewna. Woda zalewa mi twarz.
Wracam. Tunel ma podobno 70 metrów długości. Widzę odległe światło czołówki Sławka. Dojechał też Marcin, obwieszony kamerami i sprzętem pomiarowym. Będzie skanował korytarz i wykonywał pomiary do swojego modelu 3D. Teraz zdjęcia będą lepsze niż wykonywane pod wodą. Idę na powierzchnię. 3 osoby w studni mocno zagęszczają atmosferę. A na zewnątrz czekają kolejni chętni do zjechania i zwiedzenia studni i korytarza: reszta ekipy z czasopisma Odkrywca, opiekunowie Twierdzy - Grzegorz z kolegą no i Ewa z Wackiem, choć Wacek ma obawy, że sam nie wyjdzie. Uspokajam go, że wyciągarka linowa jest dostępna, więc wyciągniemy go, jak nurków i pozostałą, nielinową część zwiedzających. Wszyscy, którzy odwiedzili to miejsce są zachwyceni. W drugi dzień odwiedziła nas wrocławska telewizja i radio, nakręcili nasze manewry i ponagrywali wywiady.

W korytarzu znaleziono skarby, nie mogło się bez nich obejść. Są nimi rękojeści od skrzyń, kołki do zabijania otworów strzałowych, kości jakiegoś drapieżnika oraz dwa młotki, pozostałości po robotnikach drążących tunel, jeden znalazł kolega Grzegorza, drugi ja. Ponieważ końcowa część tunelu zbliża się do skraju fosy, robiliśmy próbę nawiązania łączności z powierzchnią. Do fosy opuścił się Michał i część ekipy i włączyli głośną muzykę. Wyszło pomyślnie. Punkt dwunasta mieliśmy w korytarzu dyskotekę. Michał również słyszał nasze rozmowy i okrzyki dobiegające z wnętrza góry.

Jest to kolejna, trzecia już akcja w Twierdzy, każda z nich jest dla nas ciekawym doświadczeniem i przeżyciem oraz spotkaniem towarzyskim z wartościowymi ludźmi, którzy łączą różne pasje: historię, nurkowanie, poszukiwania, alpinizm, fotografię, projekty 3D.

Materiał z akcji wyemitowany przez Program 3 Telewizji Wrocław:
https://wroclaw.tvp.pl/84589353/twierdza-srebrna-gora-w-jednej-ze-studni-odkryto-tajemniczy-korytarz





wtorek, 14 styczeń 2025 20:54

2025.01.12 Jaskinia Kasprowa Niżnia

Napisał
Maciek "Fryta" Frydrychowicz- KKS,
Michał Bieroński- KKS,
Paweł Olszewski

W ubiegłą niedzielę wybraliśmy się do Jaskini Kasprowej Niżniej. Na wejściu przywitał nas bardzo niski stan wody, co napawało nas optymizmem co do dalszego przebiegu akcji. Niestety Gniazdo Złotej Kaczki okazało się być zalane, ale to nas nie zatrzymało. Po szybkiej reorganizacji pod Wielkim Progiem ruszyliśmy do Partii Gąbczastych. Szczęśliwie Korytarz Piętrowy okazał się możliwy do przejścia z oczami nad wodą :). Ruszyliśmy w stronę Syfonu Danka, gdzie dalszy przebieg akcji uratował Paweł wspinając komin. Wszyscy zgodnie uznajemy że brakuje w nim 1-2 dodatkowych punktów w dolnej części, przynajmniej dla wspinaczy naszego poziomu. Potem już szybko do celu, szybkie zdjęcie i powrót do otworu tą samą drogą. Na zewnątrz przywitał nas świeży puch, przez który zmęczeni ale bardzo zadowoleni ruszyliśmy na parking do Kuźnic.

fot. praca wspólna
Beata Michalska-Kasperkiewicz
Anna Sobańska - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała
Marek Sobański
Jerzy Pukowski
Kinga Kluczewska - Speleoklub Olkusz
Roman Czarnecki - Weteran
Jerzy Ganszer

Ponor był zalany do połowy, przeszliśmy go wpław. Akcja była dość humorystyczna. Do syfonu dotarło 5 osób.
Można wspomnieć, że kursanta Kinga zakończyła cykl wyjazdów tatrzańskich i niebawem stanie się pełnoprawnym taternikiem jaskiniowym. A potem Zięba. Zdjęcie Roman Czarnecki
poniedziałek, 06 styczeń 2025 21:58

2025.01.04 - Jaskinia Zimna

Napisał
Małgorzata Błaszczyk
Wojciech Chroszcz
Piotr "Kudłaty" Gawlas
Mateusz Wielke
Maciej Jeziorski

W sobotni poranek pogoda nie sprzyjała naszym planom. Intensywnie padający śnieg oraz temperatura sięgająca -10°C stanowiły wyzwanie nie tylko podczas podejścia, ale przede wszystkim podczas dojazdu w Tatry. Po dotarciu pod wyjście z Jaskini Mroźnej spotkaliśmy zespół Speleoklubu Tatrzańskiego właśnie rozpoczynającego eksplorację. Postanowiliśmy poczekać około trzydziestu minut, aby zapewnić sobie odpowiedni dystans, a następnie weszliśmy do Jaskini Zimnej dolnym otworem.

Ku naszemu zdziwieniu Ponor był otwarty i całkowicie suchy. Sprawnie pokonaliśmy kolejne prożki, aż dotarliśmy do Czarnego Komina, gdzie spotkaliśmy wcześniej wspomnianą ekipę kierującą się do wyjścia. Po krótkiej wymianie pozdrowień ruszyliśmy w stronę Białego Korytarza, który doprowadził nas do Sali Biwakowej. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Sali Złomisk.

W okolicach Syfonu Krakowskiego minęliśmy kolejny zespół, w tym trzy osoby z naszego klubu. Po dotarciu pod studnię Kulczyńskiego, zdecydowaliśmy się na powrót tą samą drogą.
Tomasz Grzegrzułka 
Wacław Michalski
Dominika Kot
Anna Boczkowska 
Łukasz Owczarek 
Michał Merta
Piotr Wójcik 
Arkadiusz Turek 
Bartosz Brzezinka 
Katarzyna Więckowska 
Wojciech Chroszcz
Katarzyna Domaniecka

Drugi dzień kursowy i ostatnie wejście do jaskini w tym roku. Na kierownika wyprawy zostałam wytypowana ja - żółtodziób z nizin. Już samo podejście pod jaskinię było trudne i długie, a że to drugi dzień, to także bardzo męczące. Z parkingu ruszyliśmy o godz. 7.45, pod dziurą byliśmy o 10.24. Samo wejście do jaskini wymagało użycia lin. Szybkie przebranie się i wchodzimy. 

Po przejściu przez Mylną Rurę, doszliśmy do pierwszego zjazdu, do Sali Matki Boskiej. Następnie podzieliliśmy się na dwie grupy, żeby akcja mogła przebiec szybciej i sprawniej. Tym razem drużyny były mieszane. Część z nas ruszyła do błotnego syfonu. Doszliśmy do pierwszego syfonu, w którym stała woda, ale dalej już nie przeciskaliśmy się. Wracaliśmy do rozwidlenia, gdzie rozdzielaliśmy się na grupy i czekaliśmy na pozostałych, którzy wychodzili z suchego dna. 

Zjazd na suche dno był bardzo ciekawy, bo było kilka przepinek, dno było dosyć wąskie. Trzeba było bardzo uważać na spadające odłamki skał. Natomiast wyjście już szło dużo szybciej, gdyż chęć skorzystania z toalety była bardzo duża, zwłaszcza, gdy wychodzi się przy akompaniamencie odgłosów wody puszczanych z telefonu. 

Tym razem nikt z nas nie był mokry, jednak ochraniacze na kolana bardzo się przydały. 
Podsumowując: lin nie zabrakło, wszyscy wyszli w jednym kawałku. Tak więc żółtodziób dał sobie radę, w tej ostatniej dziurze w starym roku.
czwartek, 02 styczeń 2025 17:24

2024.12.29 - Jaskinia Czarna

Napisał
Monika Wróbel
Filip Pukmiel
Maciej Jeziorski

Pogoda podczas podejścia była idealna – bezchmurne niebo i komfortowa temperatura sprzyjały działaniom.

Trawers rozpoczęliśmy od głównego otworu, u stóp Czarnej Turni. Pokonanie kluczowych trudności wspinaczkowych, takich jak Komin Węgierski, Jeziorko Szmaragdowe, Próg Latających Want oraz pomniejsze progi, przebiegło sprawnie. Jedynie przy Studni Smoluchowskiego napotkaliśmy poważniejszy problem – lina zaklinowała się między skałami podczas próby jej ściągnięcia. Filip, próbując ją obciążyć, omal nie uległ poważniejszemu wypadkowi – szczęśliwie upadek zamortyzowała kość ogonowa.

Najbardziej wymagającym wyzwaniem okazał się Próg Latających Want, szczególnie podczas wyciągania przez niego worów i lin. Ze względu na ograniczony skład zespołu oraz ciasne zakręty w obejściu trudności, zadanie wymagało dużego wysiłku i koordynacji.

Na wyjściu z jaskini przywitało nas rozgwieżdżone niebo. Większą część powrotu zjeżdżaliśmy na workach, co dodało akcji nieco humorystycznego akcentu. Cały czas trwania działań w jaskini wyniósł 8,5 godziny, pobijając dotychczasowy rekord ubiegłorocznych kursantów.
Tomasz Grzegrzułka - Murzyn
Wacław Michalski
Piotr Gawlas - Kudłaty
Mariusz Linke
Martyna Michalska
Łukasz Piechocki
Dominika Kot
Katarzyna Domaniecka
Anna Boczkowska
Łukasz Owczarzak
Michał Merta
Piotr Wójcik
Arkadiusz Turek

Kasprowa Niżna, pierwsza dziura na kursie, gdzie wody jest więcej niż w butli przy plecaku.

Nastroje w stadzie mieszane: wizja krótkiego podejścia wywołuje uśmiech na kursowych twarzach, ale to właśnie uśmiechy klubowiczów dają nam najwięcej do myślenia. Szczególnie gdy uśmiechom towarzyszą słowa „gąbki” i „syfon”, gwoździem do trumny okazał się Wacław wciągający neopren pod kombinezon.

Pod Wielkim Kominem dzielimy się na dwa zespoły: dziewczyny idą trenować dławienie się wodą przy lewarowaniu, męska część grupy bierze się za zapieraczkę. Ze swojej strony powiem tyle: gumiaki zaskakująco dobrze trzymają się skały a sporadyczne wyjechania z tunelu zdarzają się każdemu. Droga do Sali rycerskiej poszła zaskakująco dobrze: Gniazdo Złotej Kaczki tylko zamulone, jezioro w Długim Chodniku kompletnie suche. Na miejscu kawa i czekamy na dziewczyny.

No właśnie co z nimi? Dźwięki które docierały do nas z bocznych odejść sugerowały trudny przebieg akcji i raczej nędzne morale. Jak podejrzewaliśmy zgrabniejsza część stada do Sali Rycerskiej wparowała mokra ale (o zgrozo!) z pieśnią na ustach i w bojowym nastroju. Co zaszło? Nie wiem, ale co było w Gąbkach, zostaje w Gąbkach.

Dalej poszło szybko, droga do Syfonu Danka okazałą się komfortowa, a czekający na końcu skarb wart wysiłku. Skarbem okazał się depozyt ~20 kg ołowiu i płetwy używane przez nurków, które obiecaliśmy pomóc wydobyć z głębi.

Przed powrotem z Sali Rycerskiej zwiedziliśmy jeszcze Wiszące Jeziorko i czekające za nim słynne Zapałki. Przy wyjściu zamieniliśmy się trasami i zrozumieliśmy fenomen Gąbek.
Szanowne Panie, czapki (kaski) z głów.

I tak wróciliśmy do Bazy, mokrzy i wyczekujący jutra. Jutro kolej na Miętusią Wyżnią.

środa, 25 grudzień 2024 11:46

2024.12.21-22 Miętusia do Awenów ( do dna )

Napisał
Małgorzata Błaszczyk
Filip Pukmiel
Maciej Jeziorski
Tymoteusz Siedloczek
Piotr "Kudłaty" Gawlas





Marwoj

 Mar-Woj. W skrócie Jezioro Marynarki Wojennej, gdzie woda łączy spąg ze stropem. To niewielkie jeziorko w Jaskini Miętusiej, które czasami zamienia się w syfon i całkowicie zamyka dostęp do partii jaskini położonych za nim. Z tego miejsca snują się przeróżne opowieści ludzi, którzy się z nim mierzyli i mają różne wspomnienia, przygody, dobre i mniej dobre, budząc u nich różne uczucia podziwu, złości, niechęci, zimna, wilgoci. Ciekawi dalszych partii chcą go przebyć na różne sposoby: na pontonie, materacach, wpław. Niektórych zniechęca do pójścia dalej, kiedy nie chcą mieć kontaktu z jego zimną wodą. Ale od początku.
 
  Zbliżał się kolejny koniec tygodnia. Podobno Tymek z Maćkiem wpadli na pomysł, żeby zrobić akcję do Miętusiej, za Mar-Woja. Tydzień wcześniej był tu Filip, ale zabrakło im liny i nie zjechali do Awenu. No to powtórka. O pomyśle dowiedziała się Gośka i powiedziała mnie. I tak zebrała się nam fajna ekipa na jaskinię. Miała nas jechać szóstka, ale Monice coś wypadło i jest piątka. Liny pobrane z magazynu, żeby tym razem do Awenu zjechać. Wyruszamy z Bielska nie za wcześnie, o szóstej, ale z małym poślizgiem. Na miejscu jesteśmy po dziewiątej. Od auta idziemy Małą Łąką, przez Przysłop Miętusi, do Doliny Miętusiej. W Tatrach leży trochę śniegu. Mijamy Wantule i za kawałek mamy otwór. Tu leży kilka worów. Ktoś jest w środku.
  Przebieramy się w kombinezony, wskakujemy w uprzęże i idziemy do dziury. Dosłownie. Otwór wejściowy to niewielkich rozmiarów po prostu dziura w podstawie skały, którą jak jest śnieg, wjeżdża się do środka jak ślizgawką. Początkowe partie, Rura, taka ciasnawa, czołgana. Takie cioranie na rozgrzewkę. Rura wypada w salce, nazwanej tak, bo wisi tu niewielka ikona, Salą Matki Boskiej. Tu z rury wpinka w zjazd. Ulżyło, bo Rura jest dosyć trudnym obiektem do pokonania. Dalej dość przyjemne Kaskady, kilka krótkich zjazdów, do tego urokliwie wymyte przez wodę w czarnym wapieniu prożki i misy. Dalej Błotne Zamki, po których nazwa tylko została i jesteśmy pod Progiem Męczenników. Na progu wisi lina, nie trzeba wspinać, jest więc łatwo. Nad progiem, Pod Korkociągiem, spotykamy naszego kolegę Sławka z Zakopanego z kursantami. Miło było porozmawiać. Dowiadujemy się, że Mar-Woj jest zalany i oni wracają. Jeszcze jeden prożek w górę i zjeżdżamy do Marwoja. Faktycznie, pod stropem jakieś 25cm. prześwitu. Będzie mokro. Idę na gorąco, puki rozgrzanie minie i zabierze ze sobą chęci do zmoczenia się w całości. Trudno, ciuchy będą mokre, ale szok termiczny na początku mniejszy. Wody było tak dużo, że trzeba było zanurkować. Salka i drugi nurek. I już kamienista plaża za syfonem. Jeszcze będzie trzeba tędy wrócić, ale to później się będziemy martwić. Reszta ekipy popakowała ciuchy do wodoszczelnych worków i w kąpielówkach forsowała wodę, dzikie wrzaski, przekleństwa niosły się po korytarzu. Przebieranka w suchsze ciuchy i idziemy dalej. Jest nieźle. Sforsowanie tego jeziorka to milowy krok naprzód. Ale jest jeszcze Zielony But i tu rozkmina. Tydzień temu był drożny, ale czy i on nie jest zalany, że ktoś ponownie będzie musiał się poświęcić i zmoczyć.
 Przed nami partie za MarWojem, obszerny korytarz "Marszałkowska" i ogromna łacha piachu na jego końcu, Piaskownica. Jeszcze kawałek i dochodzimy do Zielonego Buta. Wody jest dużo, ale jest prześwit. Tymek na ochotnika przeciska się nad lustrem, żeby spróbować osuszyć jeziorko na drugą stronę. Niestety gruby gumowy wąż, który leży tam od lat a którym miał to zrobić, jest uszkodzony. I tak jestem cały mokry, przechodzę do Tymka. Nad Szmaragdowym Jeziorkiem poniżej, leży kawał węża ogrodowego. Zaciągłem go do Buta. Udało się go zassać i woda powoli odpływa z Buta w stronę Szmaragdu. Mamy jakieś 40 minut, nim sytuacja się na tyle zmieni, żeby reszta przeszła. Nad Szmaragdem jest wygodny biwak. Robimy więc mały popasik, kawa, herbatka, jakiś baton i czekolada wchodzą jak głodnemu psu kiełbasa. Woda w Bucie opadła, bo przyszła do nas reszta ekipy. Dopijamy, dojadamy, biwak zostaje na powrót a my idziemy dalej. Jest już dosyć późno i ciśnie nas godzina alarmowa, którą Maciek ustawił na 12 w nocy. Mówiłem, żeby przestawił na 6 rano, bo będziemy musieli biegać, ale została po staremu. W drodze powrotnej Maciek z Filipem pognali więc jak najszybciej, żeby wyjść z jaskini przed północą i żeby nie było draki. Ale idziemy dalej. Zawał Częstochowski, którego kompletnie nie pamiętam z poprzednich akcji, prowadzi do obszernych partii, gdzie korytarze wyglądają, jakby ktoś chciał kolejkę poprowadzić pod Tatrami i wyrąbał w tym celu tunel wysoki i szeroki na 3 metry. Jest też trochę nacieków. Korytarze co chwilę zmieniają kierunek. Ostro w lewo, za chwilę ostro w prawo. Docieramy do Dupcyngera, niewielkiego prożku, za którym korytarz zmienia się w kosmiczny. Wygasłe Wulkany. Partie, gdzie woda musiała płynąć kiedyś silnym strumieniem, który wytworzył marmity. Dosłownie wywiercone w skale spągu misy i studnie. Silny prąd wirował w nich niesionymi ze sobą kamieniami, te ścierały skałę w miejscach, w których wirowały, drążąc niekiedy pokaźnych rozmiarów misy i zagłębienia. Większość z nich jest teraz pusta i wygląda, jak wygasłe kratery. Ale niektóre są ciągle zalane wodą, zwłaszcza jeden o średnicy około 1,5m i głęboki na kilka metrów. Szmaragdowa woda wygląda przepięknie podświetlona mocnym światłem led. Mijamy wulkany i kolejny obszerny korytarz doprowadza nas do salki nad Awenami. Ostatnio Filip nie zabrał liny i tutaj zakończyli wyprawę. Dziś mamy dwa odcinki, 40 i 35 metrów. Maciek z Filipem poręczują. Zjeżdżamy do Awenu. Poniżej jeszcze kawałek błotnistego korytarza. Z Tymkiem włazimy do wąskiej rury, która doprowadza do wypełnionej błotnistą mazią komory, najniższego punktu tych partii. Teraz Gośka, która została wyżej w korytarzu musi nas ratować, bo rura w dół to banał, ale błoto skutecznie uniemożliwia wyjście. Dwie spięte stopki od płanietek doczepione do lonży. Gosia robi za mięśniaka. Wbiła pięty w błoto, zaparła się w korytarzu i wyciąga dwie ofiary ciekawości. Maciek z Filipem pobiegli już z powrotem do wyjścia, naprawiać swoją nadgorliwość i to, że nie posłuchali, żeby godzinę alarmową jednak przesunąć. Nasza trójka powoli też się wycofuje. Tymek reporęczuje Awen, pakujemy liny do worków. Ubłoceni, ale zadowoleni z osiągniętego miejsca wspinamy się na prożek. Wracamy Wielkim korytarzem pohukując co chwila. Echo niesie się tutaj po przestrzeniach pobudzając wyobraźnię. Chętnie przytargał bym tu zestaw Hi-Endowy i urządził sobie kameralny odsłuch ulubionych kawałków. Albo urządził koncert. Tak rozmawiając na powrót mijamy Wygasłe Wulkany, zjeżdżamy Dupcyngera. Trochę pogmatwane korytarze tych partii jaskini sprawiły nam zamieszanie. Zwiedziliśmy więcej, niż było w planie. Nadprogramowe zwiedzanie spowodowało jakieś 40 min. opóźnienia, ale Tymek ogarnął sytuację. Dotarliśmy do Częstochowskiego Zawału i dalej wielkimi korytarzami do biwaczku. Tu kawa, herbatka, żeby się ogrzać przed nadchodzącą kolejną kąpielą. Do kawki czekoladka, batoniksy. Jesteśmy spokojni. Filip i Maciek są już blisko powierzchni. Jest około 22:00. Od biwaczku jeszcze jakieś 3 godziny do wyjścia. Tym razem MarWoja pokonuję w kąpielówkach. Ciuchy przeschły a zostały nam dodatkowe suche worki po chłopakach. Pakujemy najwrażliwsze rzeczy do worków. Idę. Teraz bardziej drastyczny kontakt z lodową kąpielą, bez warstwy polarka, który wcześniej tłumił trochę szok termiczny. Szybki oddech, żeby napędzić pompkę, zanurzenie w wodę z rykiem "do piekłaaaa", jak wiking, który nakręca się przed walką. Wody w jeziorku przybrało. Szczelina nad lustrem zmalała z 30 do 5cm. Jeden nur, salka, drugi nur. Wór, który wlokłem za sobą sklinował się. Miał pływalność dodatnią i miałem go pchać przed sobą. Przeszarpany pod brzuchem do przodu wyskoczył nad taflę po drugiej stronie. Ja za nim. Uff, jestem po wrażeniach morsowania. Zaleta tej kąpieli jest taka, że po wyjściu zrobiło się okropnie gorąco. Organizm zareagował na utratę ciepła jego nadprodukcją. Za kilka minut rycząc jak opętani pojawiają się Tymek i Gosia. Tutaj jestem na prawdę pod wrażeniem naszej młodzieży klubowej, która ledwo co skończyła kurs i zdobyła uprawnienia, a już dzielnie chodzi na takie ciężkie akcje. Wreszcie będzie z kim chodzić na mocniejsze akcje. Dalsza droga powrotna przebiega już spokojnie i sprawnie. Zjazdy Korkociągiem i Progiem, wyjście Kaskadami, już syfon i salka Matki Boskiej. Rura ostatnimi dniami została zmodyfikowana przez naszych dzielnych TOPR-owców i jest łatwiejsza do pokonania, wąskie miejsca już nie są tak wąskie, więc mija nam równie szybko i sprawnie. Już czuję mroźny powiew z zewnątrz. Jeszcze 30 metrów i już powierzchnia. Mróz jak diabli mokre ciuchy ścina na beton. Dobrze że zostały kanapki. Teraz ze smakiem zasilą nasze zgłodniałe brzuchy.
 
 Jak się okazało, Maciek z Filipem wyszli ponad 3 godziny temu. Odwołali alarm. Wrócili do auta a że nie umieli go otworzyć, poszli na stację benzynową i teraz czekają na nas. Akcja bardzo udana. Jak już wspominałem, młodzież bardzo dzielnie działa w jaskiniach, jest sprawna i świetnie wyszkolona, panuje dobra atmosfera i dopisuje świetny humor. Z nami warto iść na akcję.
środa, 18 grudzień 2024 23:24

2024.12.18 Jaskinia Kasprowa Niżnia

Napisał
Jerzy Pukowski
Kinga Kluczewska - Speleoklub Olkusz
Jerzy Ganszer

Dotarliśmy do Syfonu Danka i przeszliśmy Zapałki. Czas akcji pod ziemią  - 5 godzin. W jeziorku za Salą Rycerska pływa nasza kaczka, w Gnieździe Złotej Kaczki jest "mała kaczka z rogiem". Akcja sprawna a potem żurek! Na zdjęciu otwór jaskini.
poniedziałek, 16 grudzień 2024 09:43

2024.12.15 Miętusia nad Aveny

Napisał
Joanna Piskorek - Rudzki Klub Grotołazów "Nocek"
Damian Szołtysik - Weteran -  Rudzki Klub Grotołazów "Nocek"
Michał Przybycień -  Rudzki Klub Grotołazów "Nocek"
Jerzy Ganszer

Czas akcji pod ziemią 7 godzin i 38 minut. Jak zwykle największa atrakcja to pokonanie Syfonu Marynarki Wojennej. Nad Aveny doszedł Damian i Jerzy, młodzież w tym czasie "moczyła się w syfonie" i samodzielnie się wycofali z jaskini. Wody w syfonie było do połowy okularów i przeszliśmy go na bezdechu.   Autorem zdjęcia jest Michał - widoczny Komin Męczenników.
Strona 1 z 102