Jaskinie i wyprawy

Jaskinie i wyprawy (1505)

środa, 23 lipiec 2025 19:16

2025.07.23 Groty Mechowskie

Napisał
Elżbieta Imielska 
Piotr Pydych - Osoba Towarzysząca

W związku z tym iż urlop spędzamy nad polskim morzem w programie zwiedzania nie mogło zabraknąć Grot Mechowskich. Jedyny taki obiekt jaskiniowy na Pomorzu. Wstęp całe 5 zł. Do zwiedzenia 60 metrowy korytarz z ciekawymi formacjami, kolumnami. Bardzo interesujący obiekt, warto zobaczyć. Najładniejsza część grot nie jest udostępniona do zwiedzania ze względu na niebezpieczeństwo zawalenia , ale wejść tam można za zezwoleniem które wydaje Urząd gminy i speleolodzy bez problemu dostają zgodę.
Jerzy Pukowski
Jerzy Ganszer

Tym razem pokonaliśmy odcinek wejściowy "stary" - jest dość wymagający i dla koneserów. Warto zabrać kilka metrów liny. Gdyby ktoś chciał wracać tym odcinkiem to należy zabrać coś do asekuracji.  Studnia pionowa widoczna na zdjęciu. Na zdjęciu częściowo widać nowy kombinezon firmy Explorer. Można jeszcze wspomnieć, że obejście tego ciasnego odcinka przekuł Weteran Włodzimierz Porębski /Kapituła/ ze Speleoklubu Dąbrowa Górnicza. Jak zwykle zapraszamy na podobne akcje - wiadomość była na Stronie-P i w SBB-wyjazdy.
niedziela, 27 lipiec 2025 20:01

2025.07.12 Jaskinia Czarna

Napisał
Małgorzata Błaszczyk
Filip Pukmiel
Maciej Jeziorski

Klasyczny trawers od otworu południowego (nr 1) do północnego (nr 3). Przy okazji udało nam się zwiedzić fragment Partii Wawelskich, do których na pewno wrócimy podczas kolejnej akcji.

Czas akcji pod ziemią: 7,5 godziny.
Wanda Ganszer - Fanklub Speleoklubu Bielsko-Biała - grupa wsparcia
Jerzy Pukowski
Jerzy Ganszer

Trochę błota w środku. Jaskinie można zwiedzać w cywilu.
środa, 09 lipiec 2025 22:23

2025.07.07 Kantabria po - wyprawowo

Napisał
Tomasz „Murzyn" Grzegrzułka
Wacław „Przygoda" Michalski
Ewa Rutkowska
Tomasz Motoszko
Łukasz Piechocki
Piotr „Kudłaty" Gawlas


 Po wyjściu Callaguą wczesnym rankiem, prawie całą niedzielę przespaliśmy. Dopiero późnym popołudniem ruszyliśmy się z naszej przepięknej kwatery La Mies, we wsi Rasines do miasteczka na obiad. Właściwie głód nas zmusił, bo zapasy na 4 dni zniknęły zaraz po powrocie z akcji. Głodomory. Żarłoki. Jamochłony.
 Laredo to piękne nadmorskie miasteczko. Wacuś opowiadał, jak dawno, dawno temu, na pace bagażówki przyjechali tutaj z wyprawą z Polski. Spali gdzieś na plaży. 1984 rok. Teraz miasteczko zarosło: hotelami, blokami, willami.
Zasiedliśmy w lokalnej burgerowni. Jedzenie podają od 20-tej a była 19:20. Napijemy się kawy, soku. Poczekamy. Chwilę po 20 przyszła pani zebrać zamówienia. Poszły kalmary, krokiety kantabryjskie, burgery - 100% hiszpańskiej wołowiny - trochę się tego pasie w górach. Uknuliśmy na jutro plan wypadu na Picos Europa. Po ciężkiej akcji jaskiniowej wycieczka ambitna. Poniedziałek rano przywitał nas zlewą tak okrutną i takimi prognozami, że musieliśmy zweryfikować plany. Nawet lepiej. Jedziemy na wodospady i do jaskini.
Za górami jest taka grota z kaplicą Cueva de San Bernabe i system jaskiń Rio Guareña w obszarze turystycznym Monumento Natural de Ojo Guareña. Przewodnik oprowadza nas po San Bernabe, której komory zaadoptowano na kaplicę, ściany i sufit pokrywały freski, w jaskini była wodna wykapka ze stalaktyta, którą zbierano w misach kamiennych uważając za uzdrawiającą cudowną wodę. Gliniasty spąg jaskini podziurawiony był komorami, które wykonywano jako zasobniki do przechowywania żywności. W ubogim przewodniku anglojęzycznym napisane było, że znaleziono tu szczątki ludzkie, wydatowane na 13,5 tysiąca lat. Opuszczamy turystyczną część i idziemy pociorać się w reszcie dostępnych nor. Zwiedzamy ciasną norę, obszerną komnatę, norę z dwoma otworami, czyli na upartego jest trawers, jeszcze jedną nyżę przy szlaku, kawałek dalej. Idziemy do wioski z nadzieją na kawę, ale skończyło się na pięknym spacerze i obrzarstwie czereśniami z drzewa obok kościoła.
Wracamy do aut i przemieszczamy nad rzekę Ebro. W miasteczku Orbenaja del Castillo są kaskady i jaskinia, Cueva del Agua. Woda wypływa z niej obfitym wywierzyskiem, tworząc rwący strumień w górnej części wykorzystywany do napędzania kół wodnych. Dalej spływa pięknymi kaskadami i wpada do rzeki Ebro. Kaskady tworzą martwice, misy napełnione krystalicznie czystą wodą o kolorze szmaragdu, wapień osiadając na trawach, mchu, gałęziach tworzy trawertynowe formy, obok których nie dawało się przejść obojętnie. Nad największym jeziorkiem jest most łukowy z którego można podziwiać misy. Rzeka Ebro przepływa przez masyw tworząc wąwóz, który w tym miejscu łamie się o 180°. Ściany wapienne lśnią bielą i brązem. Po środku zakola, nad wąwozem wyrasta wysoki na kilkadziesiąt metrów, długi na kilometr skalny grzebień ze skalnym mostem. Do miasteczka wzdłóż kaskad prowadzą wąskie schodki, na których jest kilka sklepików i kafejek. Idziemy na kawę i kanapki, spożywane na schodkach z widokiem na kaskady i wąwóz smakują wyjątkowo.
Zbliża się wieczór. Czekają nas jeszcze zakupy i kolacja, dziś padło na ryby. Smażymy makrele, dorade i lubinię. Po wyśmienitej i sytej kolacji... niespodzianka. Kilometr od kwatery jest jaskinia, Cueva del Valle, lub lokalnie La Viejarrona (Stara Panna). W jaskini, jak doczytałem, wyeksplorowano 60 km korytarzy. To jakby nam było mało, idziemy jeszcze ją zwiedzić. Z jaskini wypływa Rzeczka Rio Silencio. Kolejne wywierzysko. W parku nad rzeczką stoi mamut, którego szczątki znaleziono w jakini. Obok ogromny otwór porastają zarośla, pnącza i paprocie. Zapadł wieczór. W światłach czołówek sceneria jest tutaj jak z jakiegoś filmu. Robimy zdjęcia: mamutowi, jaskini, otworowi, otoczeniu. Wewnątrz dużej sali jest jezioro. Dziś już nie pływamy, wracamy na kwaterę.
8 jaskiń i sztolnia obok ostatniej, na jeden dzień, to chyba jest dość. I zdecydowanie, nie były to obiekty, które można zaklasyfikować jako jaskinia, bo jak się wejdzie, to nie wystają buty. Tą Cueva del Valle warto by jeszcz zwiedzić.









piątek, 11 lipiec 2025 16:19

2025.07.06 Jaskinia Artefaktów

Napisał
Grzegorz Więcek
Tomasz Kochel
Bronisław Gądek - Osoba Towarzysząca
Lana Svetlicic - Osoba Towarzysząca
Paweł Gądek

Kolejny z kolei wyjazd eksploracyjny do jaskini Artefaktów. Wcześniej podczas wielu wyjazdów pogłębialiśmy studzienkę wejściową. W końcu na 7 metrach głębokości po poszerzeniu szczeliny udało się przedostać dalej. Narazie kilkadziesiąt metrów długości. Na zdjęciu rozkuta szczelina.
środa, 09 lipiec 2025 00:16

2025.07.05-06 trawers Garma Ciega - Cellagua

Napisał

Tomasz „Murzyn" Grzegrzułka
Wacław „Przygoda" Michalski
Ewa Rutkowska
Tomasz Motoszko
Łukasz Piechocki
Piotr „Kudłaty" Gawlas



Jaskinia

Rano, niezbyt wcześnie, zbieramy się z kwatery do jaskini. Dzień wcześniej ogarnęliśmy u organizatora - ESOCAN (Escuela de Speleologia, www.espeleosocorro.es ) - nasze uczestnictwo w akcji do jaskini, odebraliśmy koszulki okolicznościowe, powymienialiśmy się klubowymi gadżetami, naklejkami, naszywkami, zebrali niezbędne informacje na temat jaskiń. Jaskiń, bo robimy trawers: Garma Ciega - Cellagua.
Samochodami wyjeżdżamy częściowo betonową a dalej szutrową drogą na wysokość prawie tysiąca nad poziom morza. Jest jakby parking, stoi tu kilka aut. Wokoło pastwiska. Konie i krowy. Pakujemy sprzęt do worów. Osobisty plus drobny biwakowy typu palnik, kubki, jedzonko. Jaskinie są zaporęczowane, więc odpada duży ciężar lin. Ścieżka do otworu jest poznaczona kawałkami taśmy biało-czerwonej na krzakach. Biegnie przez pastwisko, dalej przez zagajnik i teren skalisty. Jak to w rejonie wapiennym, jest cała masa zapadlisk, lejków krasowych, porozmywanych szczelin skalnych o ostrych krawędziach. Docieramy nad skraj największego takiego rozmycia. Wisi tu lina zrzucona do zapadliska. Ubieramy kombinezony i sprzęt. W międzyczasie jeszcze szybka kawa. Do jaskini wchodzimy ok. godziny 11:15.
Otwór Garma Ciega leży na wysokości 1090 metrów nad poziomem morza. Zaczyna się wielkimi szczelinami, które połączyły się w zapadlisko, zarośnięte częściowo krzakami i zielskiem. Zjeżdżamy po linach coraz niżej. Po około 50 metrach zjazdu jest trawers, za którym szczeliny zaczynają się łączyć, tworząc jedną studnię. Dopiero teraz zapalam czołówkę bo do tego miejsca sięgało światło dzienne. Zjazd kontynłujemy kaskadami, które co jakiś czas przekształcają się w stromy meander, by po kilkudziesięciu metrach znowu przekształcić się w studnię. Co do oporęczowania jaskini, Hiszpanów chyba trochę poniosła wyobraźnia, niby w trosce o liny - takie jest moje zdanie - żeby woda niosąca kamienie podczas przyboru ich nie niszczyła, ale... Były miejsca, gdzie można by zjechać na dno meandra, przejść 20-30 metrów nad następną kaskadę, żeby jechać dalej, ale tu jest trawers, taki ni z gruchy ni z pietruchy, bo może ktoś woli powalczyć i pobułować a w sumie to dopiero początek jaskini to ma jeszcze siły. Po drodze mijaliśmy kilka takich atrakcji, gdzie zamiast nam ułatwić przemieszczanie, liny irytowały nas i drenowały nasze siły. Ale... patrząc na walory estetyczne: pięknie myte korytarze, meandry, w których widać, że płynie woda, skała bogata w skamieliny, ze ścian wystają szczątki małż, ukwiałów, gąbek i innych nie znanych mi pradawnych morskich stworów, kolory skały od białej, jasnoszarej przez ciemniejsze do czarnej. Zjazdy Garma Ciegą kończą się w Sali Blanca i zajęły nam niecałe 3 godziny. Spotykamy tu 3 młodych grotołazów z hiszpańskiej ekipy, którzy również mieli dzisiaj zwiedzać jaskinię. Byli trochę pogubieni i mam wrażenie, że przerażeni. Dziewczyna i dwóch chłopaków. Zapraszaliśmy ich na kawę, ale odpuścili. Chcieli chyba już wyjść. Z Sali Blanca do Sali Tytanów jest 15 minut. Na biwaku popas. Jest kawa, herbatka, kanapki zabrane na akcję, słodycze i orzeszki. Po krótkim relaksie ruszamy dalej.
Sala Tytanów jest pokaźnych rozmiarów pustką niekoniecznie krasową. Jest ciut większa jak Sala pod Płytowcem w Wielkiej Litworowej. W sali są rozciągnięte 2 namioty, w nich karimaty. Przyzwoity biwak. Za Salą Tytanów jaskinia kontynłuje się dwoma równoległymi korytarzami. Ich rozmiar przytłacza. Do stropu miejscami jest 20 metrów, szerokość 40. Na spągu leżą głazy, 30 metrów długie, 15 szerokie i wysokie na 10, które łatwiej jest przeskoczyć niż obejść. Skała tutaj bardziej podobna jest do kopalnianego węgla, niż jakiegokolwiek wapienia. Występują w niej cienkie żyłki białej substancji podobnej do gipsu. Nacisk powoduje, że wypływają na wierzch jak lodowe błyszczące igły. Miejscami skręcają się w bajeczne kształty. Jest ich ogrom. Korytarze mają niewielki upad. Ich strop jest płaski. Miejscami zdobią go nacieki w formie makaronów, często powyginanych jakby wiatr je formował. Niektóre nitki mają po kilka metrów. Są też grzybki, polewy i grubsze stalaktyty. Miejscami w spągu pojawia się rzeka. Korytarze ciągną się tak kilkaset metrów docierając do pierwszego syfonu. Syfon obchodzimy górnym piętrem. Za nim jest kolejna galeria, już nieco mniejsza. Jest regularnym korytem rzeki. Teraz poziom wody jest niski, ale widać, że czasem woda wypełnia korytarz w całości.
Nie docieramy jednak do drugiego syfonu. Gdzieś nam się musiały korytarze pomylić. Docieramy do miejsca, gdzie rzeka zanika pod skałami. Korytarz się kończy. Altimetry w 3 zegarkach zgodnie pokazują osiągniętą głębokość -825 metrów. Przejście od biwaku zajmuje nam tu około 5 godzin. Zawracamy.
Droga powrotna przebiega trochę sprawniej. Żeby nam się nie nudziło, przyroda pomogła nam wybrać na powrót prawy korytarz. W dół szliśmy lewym. Inna droga na początku trochę nas zaniepokoiła, ale na planie oba korytarze łączą się pod Salą Tytanów. Docieramy w końcu do biwaku. Jest picie, jedzenie, bo wszyscy zaczęli głodować. Pojawiło się zmęczenie, jest w końcu godzina 23.
Po godzinie żegnamy biwak. Wracamy do Sali Blanca. Tu jest rozejście na Garmę i Cellaguę. Dalsza droga biegnie korytem rzeki. Właściwie meandrem, który rzeka wymyła. Do stropu jest tutaj ze 40 metrów, spąg pokryty kamieniami, niczym tłuczniem, jakby woda zmyła komuś drogę. Są zakola rzeczne i sadzawki, niektóre głębokie na 2 metry. Wody płynie niewiele, ale tu również widać, że przybory zalewają korytarz na kilka metrów. Mamy tak iść, aż do sali, gdzie do jednej z sadzawek opadała będzie lina. To będzie Sellagua. Mija kolejnych kilka godzin marszu. Po drodze mijamy dopływ innego podziemnego potoku. Robimy krótki postój na herbatę. Po kolejnej godzinie docieramy do liny. Korytarz się tu rozszerza a strop niknie w mroku. Uszliśmu do tego miejsca jakieś 2 kilosy. Wychodzimy. Cellagua jest zdecydowanie bardziej urokliwa od Garmy. Ogromna, czyściutka, myta studnia właściwie od rzeki aż do powierzchni, jedynie w kilku miejscach załamuje się pułeczkami i marmitami. W sadzawkach żyją ... traszki. Wcześniej w rzece zauważyłem też żaby. Cellagua jest dużo lepiej zaporęczowana. Przepinki nie robią problemów. Odcinki linowe są fajnie porobione, po 30-40 metrów. Niecałe 250 metrów wyjścia mija błyskawicznie. Na powierzchnię trzeba się jeszcze trochę poprzeciskać. Ot, taki mały zacisk na koniec i wypadasz na pastwisko. Wyszedłem o 5:10. Widać gwiazdy. Jestem rozczarowany, bo liczyłem na słońce. Po ciemku idę łąką do samochodów. Obok mnie pasą się konie i krowy. Reszta ekipy wychodzi po ok. godzinie. Oni już mają jasno. W bagażniku jest zimne, upragnione piwo. Wypijamy też kawę i herbatę. Stukamy się kubkami. Znowu się udało.

Elżbieta Imielska
Beata Michalska-Kasperkiewicz
Zofia Gutek
Jerzy Ganszer

1 dzień - akcja do Sali pod Płytowcem w Wielkiej Litworowej - głębokość 207 m - 2 osoby - wynoszenie śmieci
2 dzień - muzeum TPNu w Kirach,  skałki na Jarońcu, Gora Mietlówka 1118 w paśmie Gubałowskim /wspaniały widok/, jeden kleszcz, 3 osoby
3 dzień - wspinaczka na Mylną Przełęcz przez Płytę Lerskiego - piękne widoki - 1124 m przewyższenia


Polana Rogoźniczańska to takie miejsce, że od kilkudziesięciu lat spotykają się tam grotołazi z całej Polski. Ze znanych osób, które tam spotkaliśmy to Ewa Libera - Kapituła Weteranów /ona tam rządzi/ i Izabelę Luty ze Speleoklubu Warszawskiego /sprzedaje Wiercicę - to takie pismo grotołazów z Warszawy, ona jest również głównym redaktorem tego pisma/   

No i warto tam się pokazać!
piątek, 04 lipiec 2025 20:20

2025.07.04 Oczy Diabła

Napisał
Tomasz „Murzyn" Grzegrzułka
Wacław „Przygoda" Michalski
Ewa Rutkowska
Tomasz Motoszko
Łukasz Piechocki
Piotr „Kudłaty" Gawlas

Po wylądowaniu w Bilbao, odebraniu z wypożyczalni aut, udajemy się na przejściowe miejsce biwakowania, wybrane spontanicznie na mapie. Jest to parking nad zatoką. Zakaz biwakowania, palenia ognisk, kamperów i wiele więcej. Na parkingu kilkanaście samochodów z zostającymi na nocleg serferami. Nocujemy. Noc lekko deszczowa, ciepła, nad oceanem, minęła spokojnie i szybko. Rano po kawie pada pomysł, że skoro wkoło są piękne, wapienne, skaliste góry z widocznymi z dołu dwoma wielkimi otworami, oknami skalnymi, pozostałościami jaskiń, to idziemy na wycieczkę zwiedzić Diabelskie Oczy i rozruszać się po dniu podróży. Wyspinaliśmy się krętą górską ścieżką kluczącą między kolczastymi krzewami i skałami na grzędę skalną okalającą zapadlisko krasowe, na wysokość około 400 metrów nad poziom morza. Tutaj po skałach dotarliśmy do okien. Po niebie ponad nami krąży kilkadziesiąt sępów. Czują trupa. Taki stereotyp. Turystów w rejonie było wielu. Docieramy do Oczu Diabła. Sesje fotograficzne, do pamiętników, na stronę klubową, na fejsbuka, dla znajomych i dalej, idziemy wkoło leja krasowego. Dowiadujemy się z opisów terenu, że funkcjonowała tu kopalnia rud żelaza. Szlak prowadzi częściowo po drodze do wyrobisk, gdzie murki z kamieni umacniają urwiska, żeby z drogi można było korzystać. Leżą tu porozrzucane kawałki rudy. Kolekcjonersko każdy schował do kieszeni po bryłce rudy. Szlak w koło leja oferuje przepiękne widoki na skaliste Góry Kantabryjskie, na bajkowe zatoczki w większej Zatoce Baskijskiej na Atlantyku, położone w dolinkach i na zboczach gór wioski i maisteczka. Upał trochę utrudniał wędrówkę, ale oprawa i wiejąca od morza delikatna bryza wynagradzała cierpienie. Dodatkową atrakcją jest kąpiel w zatoce w okropnie słonej oceanicznej wodzie, która spłukała z nas pot, zmęczenie i była... plażą nudystów. Nikt z nas się nie wyrozbierał ale nikt nas z plaży nie wywalił.

C.D.N.
piątek, 04 lipiec 2025 20:08

2025.07.03-08 Wyprawa Sima Garma Ciega

Napisał
Tomasz „Murzyn" Grzegrzułka
Wacław „Przygoda" Michalski
jako wodzowie

Ewa Rutkowska
Tomasz Motoszko
Łukasz Piechocki
Piotr „Kudłaty" Gawlas

Opłacało się pojechać. Wacek z Murzynem byli tutaj w 1995 roku a Wacek, jako młody jeszcze grotołaz w 1984. Wyprawa typu nostalgia. Ale przejdźmy do szczegułów.

Pomysł jak zwykle przy piwie. Murzyn gada, że niecałe 30 lat temu jechali do Hiszpanii. Cel - Garma Ciega. I zaczyna opowiadać. Wpierw Wacek, który w 84 roku na pace Stara śpiąc w hamaku, dociera z wyprawą Lubka Zawieruchy w Góry Kantabryjskie. Później wchodzą jego perypetie, kiedy Cinquecento jadą z Wackiem na wyprawę w 95 roku. Na koniec pada, że na trzydziestolecie trzeba tam pojechać. I zaczyna planować. Od kilku lat lokalna grupa speleologów ESOCAN udostępnia jaskinie dla większych grup. Poręczują ją na okres kilku tygodni. Załapaliśmy z nimi kontakt. Zaprosili nas, wydrukowali koszulki, zarezerwowali termin na akcje. Zebrała się ekipa. Łukasz kupuje bilety do Bilbao, Tomek ogarnia samochody i kwatery. Lecimy.